Rozdział 6

 Po skończonym treningu  usiadłem na murawie, by móc trochę odetchnąć.
Tito powrócił do nas po krótkiej chwili, by ocenić naszą pracę i powołać piłkarzy na mecz z Valencią.
Przetarłem rękawem moje mokre czoło i ciężko westchnąłem, spoglądając na zadowolone twarze piłkarzy, którzy wyjadą jutro do Valencii z pewną przepustką na mecz. Ja niestety nie mogłem być w stu procentach pewny, że wyjdę w pierwszej jedenastce lub znajdę się chociażby na ławce rezerwowych.
W przedsezonowych meczach dawałem z siebie wszystko i walczyłem o pierwszy skład. Trener za każdym razem mówił mi, że jestem w formie i często będzie na mnie stawiał, lecz jak widać tego nie robi.
Po raz drugi z rzędu byłem poza kadrą. Z tęgą miną podsunąłem kolana pod brodę i spojrzałem na Albę, który niezmiernie cieszył się z pełnych występów. Kolejny raz został powołany do wyjściowej jedenastki. Chciałbym być na jego miejscu i poczuć ten smak radości. Mam nadzieję, że w końcu moje marzenia się spełnią. Jestem wychowankiem tego klubu, a wychowankowie często dostają szansę na grę w pierwszym składzie, jak na przykład Busquets czy Puyol.
Jeszcze raz ukradkiem spojrzałem w stronę zadowolonych zawodników, którzy już zmierzali w stronę szatni. Obok mnie pozostała trójka, która również jest poza burtą tak samo jak i ja.
Spojrzeliśmy na siebie ze smutkiem, po czym jednocześnie wstaliśmy i skierowaliśmy się w stronę  chłopaków.
 Jordi poczekał na mnie. Chyba chciał mi coś przekazać. Miałem nadzieję, że nie chodziło tutaj o mecz, w którym nie wystąpię, bo chyba bym ze złości porwał moją pomarańczową bluzę, którą miałem zarzuconą na ramiona.
- Widzisz ją?- Wskazał palcem na wysoką brunetkę, trzymającą w ręku wielki aparat.
Uśmiechnąłem się pod nosem. Była ładna, miała długie, pięknie wyrzeźbione nogi i lekko falowane kasztanowe kosmyki włosów, które jak kaskady opadały na jej ramiona.
Przytaknęłam na jego słowa.
- Założymy się o to, który ją pierwszy zdobędzie?- Posłał mi zawadiacki uśmiech.
- Przestań, Alba. Naprawdę nie mam humoru do tego, by zakładać się o jakąś dziewczynę.- Westchnąłem ciężko i poklepałem go na pożegnanie po ramieniu.
- Ej, ale to nie jest 'jakaś' dziewczyna. Naprawdę nie chciałbyś z nią spędzić miłej nocy?- Puścił mi oko.
- Na razie, Jordi.- Nie zareagowałem na jego słowa i skierowałem się tunelem do szatni.
Mam zbyt wiele zmartwień na głowie, by zakładać się o to, "który pierwszy przeleci dziewczynę".
Poza tym doskonale wiedziałem, że i tak przegram z Albą. Wiele razy bawiłem się te głupie zabawy i ciągle przegrywałem, tym razem nie chciałem znowu popełnić gafy, bowiem wszyscy myśleliby, że jestem cieniasem, który nawet nie potrafi zagadać do dziewczyny.
 Wziąłem prysznic i przebrałem się w szarą koszulkę i ciemne spodenki.  Za jakieś piętnaście minut miałem lunch razem z drużyną, więc miałem trochę wolnego czasu, by móc porozmawiać z Vilanovą o moich dalszych występach.
Rozumiałem, że są jeszcze lepsi ode mnie, a ja dopiero oswajam się z grą w Fc Barcelonie, ale chciałem w końcu pojawić się na murawie od pierwszej minuty. Mimo wszystko trener był nieugięty. Powiedział, że jest to definitywnie za wcześnie i w kadrze pojawię się za jakieś 2-3 mecze i to na ławce rezerwowych. Świetnie, po prostu świetnie. Fajnie wiedzieć, że praktycznie przez miesiąc będę musiał oglądać poczynania swojej drużyny z trybun, lub na mojej plazmie.
Zagubiony udałem się do sali, gdzie mieliśmy lunch. Jak pech wolne miejsce było tylko obok Jordiego. Pewnie znowu zacznie temat o córce naszego trenera.
- Namyśliłeś się w końcu?- Aż już miałem wybuchnąć, kiedy rzucił pytanie.
Nie odpowiedziałem mu.
Zastanawiałem się przez chwilę nad odpowiedzią. W sumie mógłbym zawalczyć. Znam się z nią trochę, więc lepszy kontakt załapalibyśmy dość szybko, poza tym ten zakład mógłby wnieść trochę kolorów w moje życie, które jak widać jak na razie jest szare. Nowa znajomość i bliższe kontakty sprawiłyby, że znacznie poczułbym się lepiej.
- Jasne. O co się zakładamy?- Rzuciłem po chwili namysłu.
- Samochód? Gdy ty wygrasz bierzesz moje audi r8, jeśli przegrasz w moje ręce trafia twój lancer.- Uśmiechnął się znacząco.
- Stoi.- Podałem mu rękę, by móc 'zaklepać' jego słowa, po czym  oboje spojrzeliśmy się na lewo, gdzie przechodziła właśnie ta dziewczyna, o którą padł zakład.
 Przyznam, że samochód to dość cenna rzecz jak na tą zabawę, ale co mi tam. W garażu stoi jeszcze murcielago, które zakupiłem całkiem niedawno i mitsubishi wprawdzie nie jest mi już potrzebne.
Po lunchu udaliśmy się do własnych mieszkań, by móc zregenerować siły na wieczorny trening.
Dalej byłem w nieco kiepskim nastroju, więc za namową moich przyjaciół udałem się z nimi na miasto, by móc nieco uspokoić swoje nerwy i choć na chwilę zapomnieć o fakcie, że znowu nie dostałem się do kadry.

~*** ~

- Masz czas?- Podbiegłem pod brunetkę, która była zajęta przeglądaniem treningowych zdjęć.
- Nie za bardzo. Muszę opublikować fotki.- Pomachała mi aparatem przed twarzą.- Ale jeśli skończę, to możemy wybrać się na jakąś kawę.- Uśmiechnęła się.
- 13 pod Mira Blau?- Zaproponował.
- Może być.- Puściłam mu oko i powróciłam do wybierania najlepszych fotografii.

Wróciłam do domu po 12, więc miałam niecałe pół godziny na przygotowanie się do wyjścia. Kilkanaście minut zajmie mi sama podróż pod kawiarenkę, a nie chciałam się spóźnić.
Wzięłam szybki prysznic, po czym nałożyłam na siebie zwiewną kremową sukienkę w kwiatki, na nogi naciągnęłam brązowe rzymianki, a włosy upięłam w lekki kok.
Akurat wyrobiłam się na czas. Wpadliśmy na siebie przypadkiem, kiedy oboje myśleliśmy, że jesteśmy spóźnieni. Aż wybuchnęliśmy śmiechem, zauważając że przez brak wyczucia czasu z początku nie dostrzegliśmy w oddali znajomych nam sylwetek.
Po chwili żartów udaliśmy się żwirową ścieżką do przecudniej kawiarenki, która leżała na stoku wzgórza Tibidabo. Wyżej położony jest park rozrywki, więc zapewne później się na niego wybierzemy.
Ostatnio do gustu przypadły nam chwile spędzane w parkach i na polanach.
- Co bierzemy?- Spytał, przeglądając menu.
- Ja jestem miłośniczką latte, więc sobie zamówię.- Wyciągnęłam portfel i skierowałam się w stronę lady.
- Przestań! Ja płacę.- Brunet złapał mnie za ramię, bym powróciła na swoje miejsce.
- Ibi, przecież mogę zapłacić za siebie.- Uparcie stałam na swoim, ale z nim nie dało się droczyć.
Sam udał się w stronę sprzedawczyni i poprosił o dwie kawy latte.
Po minucie powrócił w pełni zadowolony, powiadamiając mnie, że napoje będą gotowe za około pięć minut.
Rozmawialiśmy o różnych tematach, co chwilę wybuchając śmiechem.
Z każdą minutą czułam się śmielej w jego towarzystwie. Oboje żartowaliśmy dosłownie ze wszystkiego. Znikła ta bariera, która uniemożliwiała nam normalny kontakt.
Kilka razy przypomniałam sobie o naszym ostatnim spotkaniu i jednej z poważniejszych rozmów na polanie.
Poczułam, że mogę zwierzyć się mu dosłownie ze wszystkiego, a on cierpliwie wysłucha mnie i podsunie kilka swoich rad, które okażą się strzałem w dziesiątkę.
W kawiarence z każdą minutą przybywało coraz więcej ludzi, więc postanowiliśmy  wyjść do parku, który zapewne o tej porze jest pusty. Zwykle najwięcej ludzi przebywa tam w weekendy.
Z uśmiechem na ustach i w przyjemniej atmosferze ruszyliśmy wąską alejką w stronę zielonej polany.
Przeczuwałam, że spędzimy tam niesamowite chwile tylko we dwoje jak ostatnio.

***
Od Autora:

Ostatni wakacyjny odcinek ;< Obiecałam dodać coś w weekend, także jest coś świeżego.
Może i nie jest zbyt długi i wysokich lotów, ale pisało mi się go całkiem nieźle.
Możecie mieć lekki problem z narratorem w pierwszej części rozdziału, ale wkrótce wszystko wyjdzie na jaw :D
Ogółem nie wiem czy dobrze dobrałam wątek tego opowiadania, ale Kaśka jak zwykle coś musi namieszać.. xD
PS. Szkoda, że Ibi odszedł na wypożyczenie do Schalke 04, chociaż w sumie będzie miał szansę na stałą grę i dalsze rozwijanie swojego talentu, czego z całego serca mu życzę!
Nie wiem kiedy pojawi się kolejny odcinek, bo zaczyna się nowa szkoła i nie wiem czy mam się szykować na nawał nauki xd
Do następnego! <3




Rozdział 5 ' Fajnie, każdy myślał, że Elena jest naszym dzieckiem (...)'

 Kolejnego dnia wybrałam się na samotną wycieczkę po mieście, by zrobić jeszcze więcej zdjęć do mojej kolekcji. Oczywiście nie tylko z tego powodu wolałam wyjść na zewnątrz. Wczorajsza impreza jak przypuszczałam nie należała do skromnych i muszę się przyznać, że wypiłam odrobinę za dużo, ale to wszystko było przez Gerarda i Busquetsa, którzy wlewali we mnie alkohol przez dosłownie pół nocy. Całe szczęście, że dzisiaj miałam wolne. Chłopcy mieli jeden trening i to zamknięty, więc sztab fotografów również został niedopuszczony na murawę, co za ulga, bo chyba bym nie przetrwała.
 Do domu wróciłam wieczorem. Zgrałam wszystkie zdjęcia na laptopa i próbowałam zająć się ich przeróbką, ale zdecydowanie mi to dzisiaj nie wychodziło. Musiałam być bardzo skupiona, by nie zepsuć fotografii, a to było dla mnie zbyt trudnym wyzwaniem w tym momencie, bowiem moja głowa przeżywała nie byle jakie katusze. Wypiłam już dzisiaj chyba ze dwie butelki pepsi, która w znacznym stopniu miała mi pomóc w leczeniu kaca, jednak doktor Pique pomylił się co do tego.
Spędziłam ponad godzinę w mieszkaniu i nie mogłam wysiedzieć dłużej, chyba nie było to spowodowane tym, że lubuję przebywać na zewnątrz wraz z naturą, ale moim stanem. Dostawałam padaczki, siedząc w jednym miejscu i coraz to bardziej pogrążając się w bólu głowy i zasuszonej jamie ustnej.
Jak najszybciej chwyciłam kluczyki od mojego BMW i butelkę z wodą mineralną. Upijając jej zawartość, zamknęłam mieszkanie i ruszyłam pojazdem do rodzinnego domu.
Wspominałam ostatnio, że mała nie jest jeszcze do mnie przyzwyczajona i chcę ją do siebie przekonać. To jest odpowiedni moment, by to zrobić.
Kilka metrów od mojego domu zauważyłam pałętającego się bez celu, osowiałego Ibrahima. Widziałam to po jego tępym, śpiącym wzroku, wczoraj również ostro zabalował, ciekawe jak poszedł mu trening.
Przystanęłam, by pogadać z nim chwilę, ale ten wsiadł do samochodu i kazał mi gdzieś jechać, byle gdzie.
Jęczał, że cholernie szumi mu w głowie i nie może nawet iść.
No to nieźle się wczoraj bawił, jeszcze dzisiaj do końca nie był trzeźwy.
Postanowiłam zabrać jego i Elenę do Parku Güell - ogród z elementami architektonicznymi.
Już od dawna to miejsce kupiło moje serce. 86 kolumn o wzorach antycznych, przecudowne tarasy, wysepki, skąd doskonale widać centrum parku, wprost idealne miejsce!
Oczywiście musiałam wziąć ze sobą aparat. Na wszystkich wycieczkach towarzyszy ze mną nawet i najnormalniejsza cyfrówka, która pomaga mi zrobić ciekawe, pamiątkowe zdjęcia.
Tym razem nie powinnam skupiać się na fotografowaniu, lecz na spędzeniu czasu wraz z młodszą siostrą, ale dziś mogłam sobie odpuścić, bowiem towarzyszył nam Holender i znowu nie będę w pełni poświęcała się siostrze, tak jak to było w zoo.
 Kiedy wszedł za mną do domu, poczułam na sobie przeszywający wzrok mojego taty. Czyżby mu nie pasowało, że utrzymuję dobry kontakt z Afellayem? Nie będę się tym przejmować.
Jestem już dorosła i to nie on decyduje o moim życiu, chyba że dalej mu chodzi o przedwczorajszą sprawę..
Mama przygotowała małą do wyjścia, więc nie musiałam długo spędzać czasu w napiętej atmosferze, jaka od dłuższej chwili panowała w korytarzu.
Pomachałam na pożegnanie rodzicielce, po czym we trójkę skierowaliśmy do mojego samochodu.
Ponad 10 minut zajęła nam droga pod wyznaczone miejsce, dodatkowo pięć na zaparkowanie auta, bowiem parking cały był zajęty i musiałam stanąć na kolejnym, oddalonym o kilkadziesiąt metrów od wejścia do parku.
- Nie byłem tutaj nawet.- Westchnął zdziwiony Ibi, uważnie przyglądając się wysokim wieżom, umieszczonym tuż przy wejściowej bramie.
- Mamy dużo czasu, oprowadzę Cię wszędzie!- Zaśmiałam się na widok zniesmaczonej miny Ibrahima i wzięłam małą na ręce, bo zrobiła się markotna.
Jeszcze mi brakowało jej płaczu..
Ludzie patrzyli się na nas, jak na jakichś idiotów. Nie posiadałam jeszcze własnego dziecka i nie miałam siły do tego, by uciszyć brunetkę. Od samego początku wiedziałam, że nie będę dobrą matką. Nie umiałam sobie nawet poradzić z płaczącą Eleną. Całe szczęście, że brzy boku miałam Ibrahima, który już po kilku minutach zdołał rozbawić małą do śmiechu.
- To jest nie fair! Ja uspokajam ją ponad pół godziny, a ty już po kilku minutach dajesz sobie z nią radę. Niesamowity jesteś!- Zaśmiałam się.
- Taki już jestem.- Uśmiechnął się cwaniacko i trzymając Elenę na rękach skierował się w alejkę, prowadzącą do sali kolumnowej.
Było mi trochę smutno, bo mała zdecydowanie wolała uściski Holendra niż moje, ale ich słodki widok koił mnie. Wyciągnęłam aparat i jak najszybciej zrobiłam im kilka zdjęć z zaskoczenia.
Afellay chciał mnie za nie zabić, ale niestety nie mógł tego zrobić, powstrzymywała go w tym moja siostra, która właśnie otworzyła swoje oczy, z niedowierzaniem wpatrując się na nasze twarze.
Nie była do końca oswojona naszą obecnością, ale po kilkunastu minutach na pewno się to zmieni.

Koło 20 brunetka była już śpiąca, więc postanowiliśmy wrócić do mieszkania rodziców.
Tym razem Ibi pozostał w samochodzie, by znowu nie wywołać ataku serca u Tito.
Oddałam Elenę w najlepsze ręce i pożegnawszy się ze wszystkimi całusem, opuściłam dom, by ruszyć w dalszą podróż po Barcelonie z Ibrahimem.
Tym razem udaliśmy się na pobliską polanę. Oboje byliśmy wykończeni po wczorajszej zabawie, a zatłoczony park i płacz małej jeszcze gorzej na nas wpłyną.
Zielone łąki koiły swoim kolorem i świeżym, czystym powietrzem.
Okręciłam się kilka razy wokół własnej osi i ciężko westchnęłam, opadając na miękką trawę.
Przy mym boku pojawił się brązowooki, który również zaczął czuć się nieco lepiej w tym miejscu.
Położył się na plecach i wpatrywał się w granatowe niebo, które oświecane było przez miliony drobnych gwiazd i wielki księżyc.
Głośno wypuścił zalegające w płucach powietrze i ukradkiem spojrzał na mnie.
- Jak sytuacja w klubie?- Spytałam, stwierdzając brak uśmiechu na jego twarzy.
- Nie wiem. Ja po prostu zostałem odizolowany od tego wszystkiego. Pomiatają mną. Raz mam rozmowy z Interem, raz z Arsenalem, Liverpoolem, potem okazuje się, że Barcelona nie chce mnie sprzedawać, chce dać mi szansę, a wypadam ze składu na mecze. To jest naprawdę żenujące.- Przewrócił się na lewy bok, by móc utrzymać ze mną wzrokowy kontakt.
- Jeśli chodzi o to całe zajście z Tito to chciałam Cię przeprosić. Nie powinnam nic Ci obiecywać, ale to były wstępne przemyślenia ojca i myślałam, że tak pozostanie, a tą wiadomością Cię ucieszę..- Przymknęłam powieki, mi również było trudno.
Uśmiechnął się nieśmiało i odrzekł, że nie muszę go przepraszać.
Tym czynem sprawił, że na mej twarzy również pojawił się lekki uśmiech.
- Będzie, co będzie. Mamy jeszcze kilka dni okienka transferowego, w najbliższych godzinach okaże się co dalej.- Puścił mi oko.
Przytaknęłam mu i powróciłam do mojej dawniejszej pozycji, by znów móc zatopić się przecudnym widoku iskrzących się gwiazd.
- Jak Ci się podobał dzisiejszy wypad?- Spytałam po kilku minutach niezręcznej ciszy.
- Fajnie, każdy myślał, że Elena jest naszym dzieckiem, a my jesteśmy małżeństwem, nie umiejącym poradzić sobie z małą, która płakała przez dłuższą ilość czasu.. Ale to chyba jasne, że było niesamowicie.
Zaśmiałam się i posłałam mu przelotne spojrzenie.
- Dzięki, Luci. Gdyby nie ty, pewnie dalej trułbym się widokiem czterech ścian w moim mieszkaniu.- Przysunął się bliżej, by móc odgarnąć do tyłu kosmyk moich falowanych włosów, który zakrywał mi twarz.


***
Od Autora: 

Jakiś krótki ten odcinek..
Jak zwykle miało pojawić się coś innego w tym rozdziale, ale tak pomyślałam sobie, że jeszcze się powstrzymam ;D
Już niedługo, a nawet może w kolejnym odcinku zacznie być nieco ciekawiej (mam nadzieję, że wyjdzie mi zaplanowana historia, bo jak nie to się uduszę!).
Mam nadzieję, że choć trochę się podobało.
Do następnego! xx

Rozdział 4. Nie wolno wierzyć Gerad'owi.

 Ostatnio ostro wzięłam się do pracy. Mieszkanie było już praktycznie wykończone. Zawieszałam tylko firanki i zasłony, rozstawiałam doniczki z kwiatami i wieszałam niewielkie widoki w salonie i sypialniach.
Od wczoraj również pracuję w klubie. Szef kadry fotograficznej bardzo mnie polubił i nie słuchał skarg ojca, z którym często z nim o mnie rozmawiał. Nie rozumiałam, dlaczego jest na mnie aż tak wściekły za to, że powiadomiłam Ibrahima o jego dalszej karierze w Barcelonie. Tato już dawno postanowił, że nie zamierza go sprzedawać, a nie powiadomił o tym Holendra, widząc jego załamanie powiedziałam mu o tym, chciałam by już nie przeżywał tego przeklętego okienka transferowego, i chyba dobrze zrobiłam.

Przestałam zadręczać się tą sprawą. To Tito przesadził, nie ja. Za bardzo jest pochłonięty pracą i obawia się, że nie da rady poprowadzić drużyny w taki sposób, by zdobyła jak najwięcej pucharów w tym sezonie.
Według mnie nie powinien się zamartwiać. Chłopcy bardzo dobrze wiedzą, co muszą zrobić, by osiągnąć sukces, a on spędził wiele czasu na murawie z Guardiolą i doskonale wie co robić.
Poza tym, powinien wprowadzić swoje zasady, to ożywiłoby nieco klub.
Oczywiście nie będę mu o tym wspominać, bowiem zaraz pewnie znowu zacznie się nade mną wytrząsać jak  kilka dni temu.
- Imprezujemy dzisiaj?- Gerard krzyknął na cały głos.
Aż wzdrygnęłam się ze strachu. Byłam w trakcie przeglądania zdjęć z treningu wraz z Pedro, Busquetsem, Albą i Afellayem, a ten tu tak wydziera swoją paszczę.
- No jasne!- Sergio podniósł się z murawy.
Obmierzyłam ich wzrokiem i ciężko westchnęłam:
- Czy wy nie możecie wytrzymać choć jednego dnia bez balowania? Ojciec znowu będzie zdenerwowany na treningu.
Moje słowa skwitowali tylko gromkim śmiechem.
Jak sobie chcą, ja na pewno nie będę ich usprawiedliwiać, kiedy znowu przyjdą skacowani na murawę.
- Po pierwsze nie balujemy codziennie, po drugie to będzie tylko lekka imprezka.- Odezwał się Pique.
- Tak, tak. Ja już znam te wasze 'lekkie imprezki'.- Wypuściłam zalegające powietrze z płuc i wstałam, wyłączając lustrzankę.
- Za jakąś godzinę powinnam opublikować zdjęcia na oficjalnej stronie.- Podałam rękę na pożegnanie mojej nowej koleżance ze sztabu i opuściłam Ciutat Esportiva.

 Fotografowanie od małego było moją pasją. W rodzinnym domu gdzieś na strychu są zakopane moje stare aparaty, którymi bawiłam się w wieku 5 lat. Mama ciągle wspomina mi jak bardzo uwielbiałam chodzić na przejażdżki po Barcelonie i robić zdjęcia przypadkowym obiektom. Mam nawet specjalny album z tymi fotografiami. Nie należały do idealnych, ale jak na  ten wiek muszę przyznać, że byłam naprawdę dobra. Szkoda tylko, że nie pamiętam tych chwil jak cieszyłam się z robienia zdjęć, mając tylko pięć lat.
 Fotografie z treningu udało mi się wstawić już po 30 minutach. Ciągle śmiałam się z niektórych obrazków, gdzie piłkarze robili zabawne miny. Cholernie brakowało mi tego widoku i ciągle jestem podekscytowana faktem, że mogę z nimi współpracować i spełniać swoje marzenia.
Upiłam łyk mrożonej wody mineralnej i wyłączyłam laptop. Za kilkanaście minut rozpoczynała się konferencja prasowa, na której musiałam być. Tym razem piłkarzem, biorącym w niej udział był David Villa, który w końcu po długiej przerwie w grze dostał zielone światło. 
Miał opowiadać o długotrwałym leczeniu swojej kontuzji i niemiłosiernie dłużącym się powrocie na Camp Nou.
Lubiłam uczestniczyć w takich spotkaniach. Multum zdjęć oraz wiele pozytywnych opinii na temat gry Blaugrany zawsze cieszy człowieka.
Postawiłam pustą, plastikową butelkę na biurku i chwytając torbę z moimi sprzętami, ruszyłam do czarnego BMW. Nie chciałam być spóźniona.
 
- Mam nadzieję, że będziesz nas często odwiedzać.- W moim pokoju pojawiła się mama.
Byłam zajęta pakowaniem  drobnostek, które chciałam przewieźć do swojego nowego domu.
- No pewnie! Chcę również spędzać więcej czasu z Eleną, bo mam wrażenie, że wydaję się być dla niej obcą osobą, a przecież jestem jej siostrą.- Westchnęłam, zasuwając kremową torbę.
Brunetka przytaknęła tylko i podała mi czarny bagaż, gdzie miałam włożyć pozostałe rzeczy.
 Musiałam wyjechać na jakieś wakacje z rodzicami. Nie widziałam się z nimi przez całe cztery lata! Wyjątkami były tylko święta, kiedy pojawiałam się w Barcelonie  raptem na dwa dni. Wtedy też nie mogłam nacieszyć się pobytem u rodziców, bo zawsze zjeżdżała się masa ludzi ze strony mamy jak i taty, których ja nawet nie znałam. Było mi ciężko, ale wszyscy wiedzieli, że przecież tu wrócę i będę miała wiele czasu, by spędzić go tylko z moimi najbliższymi.

 Wieczór spędziłam sortując i układając wszystkie ciuchy i kosmetyki ze starego domu. Musiałam w końcu jakoś to uporządkować, by mieć to głowy. Teraz musiałam zająć się tylko i wyłącznie pracą. Pieniędzy potrzebowałam, bo wisiałam niezłą sumkę ojcowi za pomoc przy mieszkaniu, oraz sama nie miałam zbytnio kasy, by zrobić jakieś większe zakupy. Byłam po prostu spłukana. Dom bardzo wiele mnie kosztował, ale za to mam swój własny kąt, gdzie nikt nie będzie mi rozkazywał co mam robić. Polecenia wydaję tylko ja!
Zaszyłam się w sypialni, by móc pościelić łóżko, ale właśnie w tym momencie ktoś bez pukania wdarł się do salonu.
Stanęłam na schodku, by móc zobaczyć kto to, ale to było jasne i oczywiste, że Busquets.
- Trudno Ci było zadzwonić dzwonkiem?- Spytałam, schodząc na parter.
- Wybacz, ale nie dostrzegłem niczego takiego obok drzwi.- Uśmiechnął się.- Tak w ogóle to teraz masz mieszkanie większe od mojego! To nie fair.- Wstał, by rozejrzeć się wkoło.
Zaśmiałam się pod nosem i powędrowałam za nim, by móc go nieco oprowadzić po moim "skromnym" mieszkanku.
- Mogę się wprowadzić?- Spytał, śmiejąc się.
Walnęłam go lekko w ramię, po czym zaczęłam tego żałować.
Odwrócił się na pięcie i chwycił mnie prawą dłonią za nadgarstek, a lewą zaczął mnie łaskotać. Próbowałam mu się wyrwać, ale opuściłam się na siłowni ostatnio i moje mięśnie skapitulowały, nie miałam siły na to, by wyrwać się z jego uścisku.
- Puść mnie, bo już nigdy nie zagoszczę na waszych imprezach!- Syknęłam, dławiąc się śmiechem.
- Nigdy?- Spytał, wytrzeszczając oczy.
- Nigdy.- Puściłam mu oko, a ten mimowolnie puścił mój nadgarstek.
- To jeżeli puściłem twoją rękę, to zagościsz?- Spytał, uśmiechając się przy tym zawadiacko.
- A mam inne wyjście? Chyba ktoś musi udzielać wam pierwszej pomocy przy skapitulowaniu pod stołem.
- No i pięknie! Idziemy!- Ukazał mi szereg swoich białych zębów i zarzucił mnie sobie na plecy.
Zaczęłam krzyczeć na cały głos, żeby postawił mnie na podłodze, bo muszę się przebrać, ale ten oczywiście nie rozumiał, i musiałam się wszystkim pokazać w jeansowych szortach, czarnej bokserce i włosach spiętych w lekki kok.
Naburmuszyłam się i nie odzywając się do Sergia, ruszyłam w kierunku kanapy, gdzie było moje miejsce. Zawsze ją okupywałam podczas domówek. 
Z głośników wydobywał się dźwięk muzyki latynoskiej uwielbianej przez zawodników, a w pomieszczeniu można było wyczuć unoszącą się w powietrzu woń alkoholu.
Zdecydowanie był to dla mnie odurzający zapach.  Nie lubiłam pić, a szczególnie wtedy, jak ktoś mnie do tego namawia.
To miała być jedna z mniejszych imprez, jednak nigdy nie wolno wierzyć Gerardowi.


*** 
Od Autora:

Nie lubię tego odcinku. Ciągle próbuję się wybić i zacząć z akcją, ale niestety nie udaje mi się.
Przysięgam, że już niedługo będą pojawiać się pierwsze, ważniejsze zarysy tego opowiadania.
Do następnego! xx
 

 

3. Nie wolno wtrącać się w nieswoje sprawy.

 Ekipa malarska zjawiła się niespodziewanie z samego rana w poniedziałek, więc istniało prawdopodobieństwo, że szybciej zakończą swoją pracę, a ja będę mogła kilka dni wcześniej wprowadzić się do nowego mieszkania.
Powiedziałam im jaki kolor ma być w każdym pomieszczeniu i wyszłam na trening Barcelony, by im nie przeszkadzać. Nie musiałam ich kontrolować. To byli Ci sami ludzie, którzy bawili się farbami w domu mojego taty i w stu procentach mogłam im zaufać.
Naciągnęłam na siebie beżowy sweterek, bo na dworze nie było zbyt ciekawie i opuściłam jak na razie pusty dom.
Zapalając auto, włączyłam radio i słuchając najświeższych wiadomości z kraju i świata, udałam się na Ciutat Esportiva, gdzie zwykle odbywają się zajęcia piłkarzy Blaugrany.
Nie zaczęłam jeszcze pracy na stanowisku fotografa, ale chciałam się nieco podszkolić, spędzając więcej czasu z profesjonalnym sztabem, wtedy na pewno łatwiej byłoby mi się wkręcić w tą atmosferę i zacząć to wszystko w miarę dobrze. Zwykle początki nie należą do udanych, a ja chciałam by u mnie było odwrotnie.
Muszę pokazać wszystkim, że dostałam tą pracę ze względu na mój talent, a nie dlatego, bo jestem córką trenera. Irytowały mnie czasem komentarze niektórych fotografów, że mogę ich wygryźć, bowiem 'Tito mi wszystko załatwi'. Jeśli uważają, że dosłownie każdy ma tu pracę po znajomości, bo już nie pierwszy raz spotykam się z taką opinię, to niech się zwolnią i poszukają jej gdzieś indziej, gdzie panuje 'sprawiedliwość'. Nie powinni nawet w ten sposób się wyrażać. Czy ja im coś zrobiłam, że już od samego początku mają jakieś 'ale' do mojej osoby i stanowiska, na którym za kilka dni będę pracować?
Uhh.. Nie ma nawet sobie głowy zawracać takimi osobami. Motywują mnie tylko do tego, by pokazać im, dlaczego tak naprawdę jestem tu zatrudniona. Szczęki im opadną, kiedy zobaczą moje zdjęcia wywieszone w tunelu i szatni. Już nie mogę doczekać się tego momentu!
- Ty wstałaś?!- Spytał z niedowierzaniem Sergio, podbiegając do mnie.
- Jak widać. Ekipa malarska raczyła mnie odwiedzić o 8 rano, więc musiałam wstać. Nieźle się trzymasz po wczorajszej imprezie.- Walnęłam go lekko w ramię, uśmiechając się.
- Miałem kilka godzin więcej na odespanie. Zwykle pojawiam się w domu po 5, teraz wróciłem około 2.- Zatrzymał się, by zawiązać sznurówkę. 
Rozmawialiśmy jeszcze przez chwilę, a później musiałam opuścić boisko i usiąść na trybunach, gdyż rozpoczął się trening.
Tak jak wczoraj przypuszczałam, tak też było. Pique, Pedro i Puyol ledwo co oddychali po dwóch okrążeniach, kac- morderca, nie ma serca! Aż śmiać mi się chciało, patrząc na ich  wyraz twarzy: " Ja mdleję!! Dajcie mi wody!". Niestety z tego wszystkiego zapomniałam wziąć aparat i nie mogłam zrobić im zdjęć, ale od czego jest przecież telefon?
Może fotografie nie będą zbyt profesjonalne, ale przynajmniej będę je miała.
Wyciągnęłam czarnego BlackBerry z lewej kieszonki ciemnych jeansów i śmiejąc się pod nosem, zaczęłam pykać przeróżne śmieszne fotki, gdzie miny niektórych z nich wyglądały po prostu obłędnie!
Muszę je gdzieś opublikować!
Z transu robienia zdjęć skacowanej trójcy wyrwał mnie ojciec, który zaczął wymieniać ostre zdania z piłkarzami.
Pewnie chodziło o tą wczorajszą imprezę, z której gracze wrócili nieprzytomni.. z jednej strony śmieszyło mnie to, z drugiej nie. Dobrze wiedzieli, że z samego rana czeka ich trening przygotowujący do nowego sezonu, więc mogli trochę przystopować. Trzeba ponosić konsekwencje za złe czyny. Niestety.

 Wróciwszy do nowego mieszkania, mogłam podziwiać parter w różnych kolorach. Przeważały ciepłe odcienie beżu i pomarańczy. Kuchnia natomiast pomalowana była na kolor intensywnej limonki.
- I jak się podoba?- Spytał mnie przewodniczący całej ekipy.
- Jest niesamowicie! Wy jesteście niesamowici!- Odpowiedziałam mu z niedowierzaniem.
Nie było mnie dosłownie 4 godziny, około trzech spędziłam na treningu, a jedną w sklepie z mamą, by pomóc wybrać jej ubranka dla małej Eleny, a malarze pomalowali dosłownie cały parter, właśnie kończyli ostatnie pomieszczenie- salon. Oliwkowy kolor idealnie pasował do tego miejsca, barwa ta uspokaja, a salon stworzony jest przecież do relaksu.
Umówiliśmy się, że jutro dokończą pracę na piętrze. Praktycznie cały dom pomalowany w ciągu dwóch dni, cudownie!
Po pożegnaniu się z chłopakami, ruszyłam do rodziców. Obiecałam im, że zabiorę moją siostrę do pobliskiego zoo, bowiem od dłuższego czasu męczy ich z tym, a oni nie mają nawet minuty wolnego, by ją tam zabrać.
Jak zwykle wzięłam ze sobą lustrzankę. Zdjęcia różnych zwierząt i przyrody, będzie u mnie czymś nowym. Zwykle robiłam fotografie graczom i różnym obiektom, rzadko miałam okazję, by móc zabawić się aparatem w zoo czy ogrodzie zoologicznym. 
Posadziłam małą brunetkę w foteliku, przypięłam ją pasami, i z uśmiechem na twarzy we dwie ruszyłyśmy pod nasz obiekt.
Uśmiech z twarzy Eleny nie schodził nawet na sekundę, spacerowanie po alejkach i podziwianie różnych zwierząt było dla niej nie byle jaką frajdą. Kiedy ona zachwalała się wyglądem żyraf i kangurów, ja mogłam zrelaksować się robieniem zdjęć. Wychwytywałam idealne momenty, dlatego zdjęcia należały do jak najbardziej udanych.
- Luciana!- Usłyszałam za sobą krzyk.
Myślałam, że to mała coś ode mnie chce, ale dopiero po kilku sekundach dotarło do mnie, że był to męski głos.
- Ibrahim! Co tu robisz?- Odwróciłam się na pięcie.
- Przechadzałem się po mieście i postanowiłem odwiedzić zoo, w którym jeszcze nie byłem.- Uśmiechnął się.
- To twoje?- Spytał kilka sekund później, pokazując palcem na Elenę.
- Przestań! Musiałabym rodzić, mając 18 lat.- Walnęłam go w ramię, a po chwili oboje się zaśmialiśmy.
- Elena, nie odchodź zbyt daleko!- Krzyknęłam do małej, kiedy była kilkanaście metrów od nas.
-Eleno, chodź przywitaj się z wujkiem Ibim.- Rzucił Holender, śmiejąc się.
Znowu walnęłam go w ramię, tylko że tym razem trochę mocniej.
Szatynka nawet nie odwróciła się na nasze słowa, więc musieliśmy ruszyć za nią, by jej nie zgubić.
Ostatnie minuty w zoo spędziliśmy na ławeczce, przeglądając moje zdjęcia. Mała zmęczyła się nieco tą całą wycieczką i musiała chwilę odpocząć, natomiast my z Ibrahimem byliśmy pochłonięci rozmową o Barcelonie.
Opowiadał mi o swojej kontuzji i nieudanym sezonie, o spekulacjach z jego odejściem, plotkami że dziesiątki klubów o niego walczą.
Media lubią rozsiewać niepotwierdzone wiadomości. Znam to. Przed moim wyjazdem na studia, kiedy zaczęłam przyjaźnić się z Busquetsem, często razem wychodziliśmy na miasto, po prostu zawsze trzymaliśmy się  razem i towarzyszyliśmy sobie. Fotoreporterzy oczywiście uznawali nas za nową parę i wypisywali różne głupstwa w gazetach. Między innymi, że Sergio zdradza swoją dziewczynę ( której tak naprawdę wtedy nie miał), że to ja niby jestem jego nową dziewczyną (kochanką). Normalnie miałam tego wszystkiego dość. Było o mnie głośno, ale po części tylko w rodzinnym mieście. Tam większość osób mnie rozpoznawała. W Madrycie media zamilkły na mój temat, może to dlatego, że skróciłam nieco włosy i przefarbowałam je na inny kolor, oraz zrzuciłam kilka kilogramów? Mogli mnie nie rozpoznać.
Teraz również wróciłam nieco odmieniona, ale przeczuwam, że znowu będę przykuwać obiektywy fotografów, jeśli zacznę pracę wraz ze sztabem, a tego naprawdę nie chcę.
- Zapewne zostaniesz tutaj. Tato wspominał, że nie zamierza Ciebie sprzedawać.- Uśmiechnęłam się ciepło.
- Ja również to słyszałem i też nie zamierzam odchodzić, ale jeśli będzie jakaś niezła oferta, negocjować zawsze można. Tutaj chodzi o występy w meczach, ja zapewne pierwszego składu mnie będę tworzył. Jest wielu dobrych piłkarzy, na których postawi Tito, ja zejdę na drugi plan, mało będę grał, a mnie właśnie zależy na stałej posadzie.- Powiedział, spuszczając wzrok.
Wiedziałam, że było mu ciężko. Stracony przez kontuzję sezon, teraz jedynie możliwość siedzenia na ławce, żaden piłkarz nie chce takiej sytuacji. Muszę pogadać z tatą na jego temat. Może da mu szansę na więcej występów w rozgrywkach, zasługuje na to.
  
 Zbliżał się już wieczór. Tito kilka minut temu wyszedł z domu, by udać się na trening. Elena została z opiekunką, a my z mamą ruszyłyśmy do galerii, by kupić kilka obrazów do mojego mieszkania.
Rodzicielka miała w tym gust, bo jak była młoda, często łapała za pędzel i bazgrała coś na płótnie. Niestety nie mogłam obejrzeć jej prac, bo jak sama wspominała, wszystkie wyrzuciła po przeprowadzce do Barcelony.
- Ten jest ładny!- Brunetka wskazała na wielki krajobraz, przedstawiający wielkie, potężne góry i niewielki strumyk, otoczony kamykami.
Posłałam jej oko i wrzuciłyśmy go do wózka. Minęły nam trzy godziny zanim wybrałyśmy jedne z najlepszych dzieł, ale przyznam że warto było odwiedzić to miejsce. Gdyby nie mama, pewnie chodziłabym od sklepu do sklepu i przeglądałabym podróbki najsławniejszych dzieł, a tak mam wprost idealne malunki od świetnych malarzy z całej Europy!
 Do domu wróciłyśmy późnym wieczorem. Tato wrócił już z treningu i jak to w jego zwyczaju, siedział na kanapie, oglądając jakieś sensacyjne filmy.
- Luciano, chodź tutaj.- Zawołał mnie. Jego głos nie należał do najmilszych.
- Czy ty obiecałaś Ibrahimowi, że postarasz się go tutaj zatrzymać?- Spytał nieco podenerwowany.
- Nie obiecałam mu.. Po prostu powiedziałam, że nie zamierzasz go sprzedawać..- Zaczęłam się jąkać.
- I, że poprosisz mnie o to, bym mu dawał więcej szans na grę, prawda? - Kiwnęłam znacząco głową na jego słowa.
- To teraz posłuchaj : Ty nikim nie rządzisz. Ja tutaj decyduję, czy ktoś ma odejść czy nie, i ile minut ma być na boisku, jasne? Jeśli dalej będziesz wtrącać się w nieswoje sprawy, to możesz się pożegnać z pracą na stanowisku fotografa. Przemyśl swoje zachowanie.- Dodał i wyszedł do swojego gabinetu.

*** 
Od Autora: 
Nie podoba mi się ten odcinek. Taki jakiś prosty, jakbym dopiero zaczynała z opowiadaniami.
Wahałam się, czy go dodawać, czy też nie, ale jednak to zrobiłam. Już dawno coś publikowałam, i może wasza krytyka ( którą pod tym postem chętnie przyjmuję) trochę zmobilizuje mnie do napisana czegoś lepszego.
Pozdrawiam xx 




 

 

Rozdział 2. "W tym miejscu zapisane jest moje całe dzieciństwo."

 Powrót do Barcelony sprawił, że czułam się o niebo lepiej, niż kiedy jechałam do Madrytu.
Brakuje mi słów, by móc opisać moje przywiązanie do tego miasta. Nie wyobrażam sobie po prostu życia bez niego. Umieram, spędzając więcej niż pół roku gdzie indziej.
- No poczekaj! Muszę zrobić kilka zdjęć, dawno tutaj już byłam..- Krzyknęłam do Busquetsa, idąc Barrio Gotico- Jedną ze starszych dzielnic w centrum.
Piłkarz po raz kolejny bąkną coś pod nosem i odwrócił się w moją stronę.
Przydałoby mu się trochę rozrywki. Codzienne odsypianie po jakichś balangach, domówkach nie jest zdrowe. Powinien mnie posłuchać i napajać się pięknem tego cudownego miasta.
Uwielbiałam turystykę, dlatego też kolejnego dnia musiałam wybrać się na wycieczkę po moich ulubionych zakątkach Barcelony. Zabrałam ze sobą Hiszpana, bo wiem, że taki wypad dobrze by mu zrobił.
Myślałam również o Afellayu, który jest Holendrem i pewnie nie widział jeszcze wszystkich atrakcji, ale wywiązał się spotkaniem z Tito w celu ustalenia jego przyszłości na Camp Nou.
- Byłaś tutaj ponad 500 razy, więc po co Ci te zdjęcia?- Spytał z lekkim zażenowaniem.
- Bo za każdym razem kiedy tu jestem, to miejsce wygląda jeszcze piękniej!- Odpowiedziałam spokojnie, ale czułam, że jeśli będzie chciał dalej ciągnąć tą konwersację, nie dając mi w spokoju się odprężyć, to miarka się przebierze.
Westchnął tylko i wolnym krokiem ruszył przed siebie. Po jego postawie było widać, że jest już tym znudzony. Pewnie nie lubi upalnych, dusznych dni. Ja w sumie też za nimi nie przepadam, ale nie mogłam zwlekać z odwiedzania moich ulubionych miejsc.
Pojutrze czeka mnie ogrom pracy. Przychodzi ekipa malarska, przyjdą w końcu zamówione meble i trzeba będzie wykańczać mieszkanie. A zaraz po tym zaczynam pracę w Fc Barcelonie. Muszę odpowiednio zregenerować siły, a zwiedzanie  jest dla mnie najlepszym relaksem!

- To teraz gdzie mam zawieźć?- Sergio znany był jako mój szofer. Sam chciał mnie wszędzie wozić, bowiem twierdził, że nie mam talentu do jazdy, a facet który wydał mi prawo, był pijany.
Powtarza to dosłownie za każdym razem, ale jeśli cała ekipa jedzie gdzieś na imprezkę, kto musi zawieźć? Oczywiście, że Luciana. Busi sam nawet proponuje, żebym to ja siadła za kierownicą i woziła ich po wszystkich możliwych klubach i barach w Barcelonie, a później odwoziła półprzytomnych do mieszkań..
Sergio to Sergio, on się już nie zmieni, mimo wszystko był, jest i będzie moim najlepszym przyjacielem, z którym mogę pogadać dosłownie o wszystkim.
- Fontanna na Montjuic. - Posłałam mu zabójczy uśmiech.
- Luciana? Ty chcesz mnie dzisiaj wykończyć? Mam trening o 19..- Wyjęczał, opierając się o drzwi samochodu.
- Nie kłam, idioto. Wczoraj tato ogłosił, że dzisiaj macie wolne. Ja wiem wszystko!- Zmarszczyłam brwi.
- Czy Tito musi Ci o wszystkim mówić?- Spytał lekko poirytowany.
- Jeszcze kilka dni i nie będzie musiał, bo sama będę wszystko słyszeć. - Zrobiłam przejrzysty uśmiech i puściłam mu oko.
Nic nie odpowiadając, ruszył.
Czułam, że wypad na wielkie wzgórze będzie naszym punktem kulminacyjnym. Przyznam, że ja również jestem już zmęczona kilkugodzinnym chodzeniem w upale, a wieczorem czeka mnie jeszcze kolejna domówka na moją cześć u Valdesa. Postanowili urządzić 'małą' imprezkę, by móc mnie 'przyzwoicie' powitać. Ukatrupię tego, kto to wymyślił!

 Przepiękny widok tego miejsca sprawił, że nie chciałam się stąd ruszać. Przy zachodzie słońca to wszystko wygląda tak cudownie..
Nocą jest jeszcze piękniej. Pamiętam jak byłam tu kiedyś z moimi dawnymi przyjaciółmi. Różne, ciepłe barwy wyłaniające się z  fontanny. To tutaj wykonałam pierwsze z lepszych ujęć. Fotografie jeszcze wiszą na ścianach w moim rodzinnym mieszkaniu.
- Pięknie, prawda?- Odwróciłam się do Hiszpana, który stał blisko wody.
Posłał mi tylko ciepły uśmiech, który mówił wszystko.
Sama uśmiechnęłam się pod nosem. Gdybym wiedziała, że Busquets będzie czuł taką wolność w tym miejscu, od razu byśmy się tutaj skierowali.
Zrobiłam kilka fotografii, dokładnie ujmując każdy element fontanny i rozpryskującej się na wszystkie strony wody, i po kilkunastu minutach wpatrywania się w to cudo, ruszyliśmy do domu.
- Odwieziesz mnie do rodziców. Przebiorę się i spotkamy się u Victora.- Zamknęłam drzwi samochodu i pozwoliłam brunetowi ruszyć.

 Nie potrzebowałam zbyt dużo czasu na przygotowanie się.
Wzięłam szybki prysznic, wysuszyłam i wyprostowałam włosy, nałożyłam krótką sukienkę bez ramiączek koloru miętowego i beżowe szpilki. Chwytając kluczyki do srebrnego BMW, wyszłam z mieszkania i skierowałam się do garażu, gdzie stał mój nowy sprzęt.
Nie czekając chwili dłużej pojechałam pod dom Hiszpana, gdzie zapewne wszyscy już na mnie czekali.
Byłam spóźniona jakieś 10 minut, a jeszcze 10 będę musiała jechać. Korki bliżej weekendu są niesamowicie długie i przepchnięcie się przez centrum miasta dłuży się niemiłosiernie.
Mogłam również wybrać drogę obrzeżami miasta, ale wtedy zajęłoby mi to 3-krotnie więcej czasu.
Z moich ust wypływały wiązanki przekleństw kierowanych w stronę kierowców, stojących przede mną oraz sygnalizacji świetlnej, która nieugięta cały czas wskazywała kolor czerwony.
Byłam niecierpliwą osobą, myślałam, że zaraz wybuchnę z nerwów.
- Spóźnię się. Są straszne korki.- Powiedziałam do Gerarda, który w końcu  raczył odebrać swoją komórkę.

Wjechawszy na wielką posesję Victora, wysiadłam z auta i skierowałam się do jego mieszkania, gdzie już pewnie od dłuższego czasu trwała mini dyskoteka. Klubowe brzmienia słychać było nawet na zewnątrz, więc w środku zapewne jest  już łomot. Domówki u chłopaków Blaugrany zawsze dostają miano najlepszych w mieście, nie dziwię się.
Przyznam, że brakowało mi takich chwil, gdzie mogłam się tylko i wyłącznie bawić, nie zważając na to, że jutro z samego rana mam ważne testy czy inne tego typu zajęcia. W końcu po tylu latach znalazłam wolny czas, by poświęcić go na imprezowanie z dawnymi przyjaciółmi, za którymi się cholernie stęskniłam.
Bez pukania zaszyłam się w przeogromnej villi mojego kolegi. Cała impreza miała miejsce w wielkim salonie na parterze, więc większość widziała jak wchodzę.
- Luciana!- Krzyknęli razem już lekko wstawieni Sergio i Xavi.
Powitałam ich uśmiechem i ruszyłam do wielkiego, wrzosowego pomieszczenia, skąd dochodził dźwięk ostrej muzyki i krzyków wszystkich zebranych.
Pomachałam osobom, patrzącym się w moją stronę, po czym zajęłam miejsce na kanapie obok Afellaya i Bartry, którzy bacznie obserwowali całe przyjęcie.
- Widać, że wiele znaczysz dla Katalończyków.- Holender zaczął konwersację.
- Wychowywałam się na Camp Nou wraz z ojcem, więc znam większość piłkarzy pierwszego składu. Są dla mnie jak bracia. - Odwróciłam się w jego stronę, by móc swobodnie wymieniać z nim zdania.
Uśmiechnął się lekko i lewą ręką przeczesał włosy.
- Nie mieliśmy okazji się nawet poznać. Ty przeszedłeś do Barcelony w grudniu 2010 roku, prawda? Ja studiowałam wtedy w Madrycie i nie było mnie tutaj przez dosłownie cztery lata, dopiero teraz powróciłam.- Próbowałam utrzymać nasz kontakt, bowiem brązowooki wydał się być przyjazną osobą.
- Vilanova wspominał nam ostatnio o twoim powrocie. Chwalił się, że wszystko zaliczyłaś i w przyszłości zostaniesz szefem kadry fotografów w klubie.- Zaśmiał się.
- Cały tato.. - Posłałam mu ciepłe spojrzenie.- Tak w ogóle, jestem Luciana, ale wolę kiedy mówi się do mnie Luci.- Podałam mu rękę, dalej utrzymując z nim kontakt wzrokowy.
- Ibrahim Afellay.- Uścisnął moją dłoń.
Przez chwilę milczeliśmy. Oboje znaleźliśmy swój obiekt zainteresowania.
Ja wpatrywałam się w Messiego, który próbował zaciągnąć do tańca pijanego Alexisa, a Ibi najprawdopodobniej skupił się na Alvesie, który zaprezentował nam swój kolejny kapelusz z kolekcji "lato 2012".
Aż śmiać mi się chciało, kiedy patrzyłam się na nich wszystkich. Na treningach takie aniołki, a tutaj?
Już nawet nie chcę wiedzieć co się będzie działo na jutro o 9:00.
Nie mogli tej domówki zorganizować wczoraj? Ojciec odpuścił im dzisiejsze spotkania, więc mieli by cały dzień na odsypianie. Jak zwykle będą mieli przypał, karne zadania i okrążenia po boisku.
Chyba lubią denerwować sztab trenerski.
- Idziemy zatańczyć?- Ibrahim przerwał ciszę pomiędzy nami.
- Jasne.- Wstałam i pozwoliłam, by złapał moją dłoń.
Zaszyliśmy się w środku sali i zaczęliśmy tańczyć do jakichś latynoskich piosenek, które Katalończycy wprost uwielbiali. Idealne były na tak upalne dni jak te.
Przyznam, że brunet nieźle wywijał nóżkami. Może to zasługa Marokańskich korzeni? Tam również słynne są takie klimaty.
Śmiejąc się z własnych kroków, tańczyliśmy przez dłuższą część imprezy, a mianowicie do czasu, kiedy to Jordi zaproponował przenieść się na pobliską plażę.
Jego kumpel, który jest DJ'em organizował po północy mały melanż, a że wszyscy lubiliśmy dyskoteki na piasku, bez wahania się zgodziliśmy.
- Barcelonata!- Wykrzyczałam i kilka razy zakręciłam się wokół własnej osi.
Pamiętam codzienne wieczory, kiedy spacerowałam brzegiem tej plaży ze słuchawkami w uszach.
Wtedy widziałam świat przez różowe okulary. Wszystko wydawało się takie proste, banalne. Szkoda, że z wiekiem jest coraz trudniej myśleć w ten sposób. Kiedy byłam małą dziewczynką nie martwiłam się o to, jaki spotka mnie los. Byłam przekonana, że bycie dorosłą osobą jest wspaniałym uczuciem. Nie musimy wtedy słuchać starszych, kierować się ich słowami, istnieje tylko nasza intuicja, możemy mieć dosłownie wszystko, nikt niczego nam nie będzie zabraniał.. Tylko dlaczego nie myślimy wtedy, że możemy ponieść konsekwencje za to, że wykonamy coś źle, że musimy zapracować na coś i dopiero wtedy kupić, odnaleźć wymarzone rzeczy, a nie dostaniemy ich za darmo, jak to było w młodości?
Mając zaledwie 10 lat nie myślimy racjonalnie. Wierzymy, że nasze życie będzie piękne i idealne, z czasem nasze poglądy zmieniają się, a wraz z nimi zmieniamy się i my.
- Spędziłem tu najcudowniejsze. Tęskniłem za tym miejscem..- Obok mnie pojawił się Jordi.
- To tak samo jak ja. W tym miejscu zapisane jest moje całe dzieciństwo.- Posłałam mu lekki uśmiech.


***
Od Autora:
Hej!
Znowu coś kombinuję i mieszam.. Nie lubię tego odcinka! ;<
Treść tego rozdziału miała być całkiem inna, ale w porę uświadomiłam sobie, że była beznadziejna, i zaczęłam od początku.
Ten również do idealnych nie należy, ale jak przymknie się lewe oko, a potem prawe to może i nie jest takie złe ;p
Do następnego! x





Rozdział 1: " (...) w końcu mogę ujrzeć miejsce, gdzie zawsze będę najszczęśliwszą osobą na ziemi."

-  Tak, Sergio. Możesz po mnie przyjechać. Tak! Do cholery jasnej czekam już na Ciebie od piętnastu minut!- Krzyknęłam do słuchawki, kiedy brunet po raz kolejny dzwonił do mnie z pytaniem czy dotarłam już na El Prat.
 On chyba nigdy się nie zmieni. Cały czas musi kontrolować wszystko, żeby się nie pomylić, ale co jest trudnego do pojęcia w tym, że każę mu przyjechać na lotnisko, bo właśnie wylądowałam? Chyba nie jest jakimś niedorozwiniętym człowiekiem, by tego nie zrozumieć.
Syknęłam kilka przekleństw pod nosem, po czym ciągnąc bagaże za sobą, próbowałam znaleźć jakąś ławeczkę, by w spokoju móc na niego poczekać. Znając życie pewnie dopiero się zbiera, więc kilka dobrych minut na pewno tu spędzę.
Usiadłam na długiej, drewnianej ławeczce i wyciągnęłam telefon z kieszonki moich szortów, by napisać wiadomość do taty, że jestem już w Barcelonie i Busquets za chwile mnie odbierze.
Strasznie tęskniłam za moją rodziną i przyjaciółmi. Wiele zmieniło się od mojego wyjazdu do Madrytu, ale skończyłam studia i powracam do rodzinnego miasta, które kochałam, kocham i będę kochać na wieki.
To tutaj się rozwijałam, dojrzewałam i tutaj chcę być już do samego końca!
Cała moja rodzina pochodzi z Barcelony. Większość z nich porozjeżdżała się do innych państw, szukając lepszego życia, jakby tutaj nie mogli go znaleźć.., ale przynajmniej mogę podróżować praktycznie po całym świecie i odwiedzać ich, co szczerze przypadło mi do gustu.
- Luci?!- Wykrzyknął z całej siły brunet, kiedy zauważył mnie siedzącą na ławeczce.
- No wreszcie!- Uśmiechnęłam się i wstałam, by móc go wyściskać za te cztery lata, gdy go nie widziałam.
- Wypiękniałaś!- Zaśmiał się obmierzając mnie wzrokiem od góry do dołu.
- Przestań!- Walnęłam go w ramię.- Tęskniłam.- Dodałam.
- Ja chyba bardziej!- Mruknął.
- No dobra, już, wystarczy, Sergio!- Krzyknęłam, kiedy ściskał mnie coraz to mocniej.
- Nie widziałem Cię cztery lata! To aż 1460 dni!- W końcu pozwolił mi wziąć oddech.
- Muszę przyznać, że poprawiłeś się z matematyki.- Zaśmiałam się i wręczyłam mu kilka walizek, by pomógł mi je zapakować.
Po kilku minutach wszystko było już  w wielkim czarnym BMW Hiszpana i spokojnie mogliśmy skierować się pod mieszkanie moich rodziców, gdzie chciałam znaleźć się jak najszybciej!
- A jak klub?- Zaczęłam rozmowę, by zabić ciszę, która wypełniała cały samochód.
- Wiele się zmieniło. Sama zapewne wiesz o nowościach, w końcu twój ojciec jest teraz trenerem. Pozyskaliśmy nowych piłkarzy z grupy "B", wśród nich jest Marc Bartra, który w meczach Pre-sezonowych pokazał, że warty jest pierwszego składu. Kupiliśmy Jordiego Albę. Odszedł Keita. Chcemy pozyskać Martineza, ale 40 milionów to stanowczo za dużo na takiego gracza, według mnie. Transferowa karuzela kręci się nadal, kto wie, może ujrzymy nowych graczy na murawie.- Zaczął wymieniać wszystko za jednym tchem.
Fakt. Wiedziałam praktycznie o wszystkich nowościach, o których wspomniał Sergio. Tato zawsze opowiadał mi przez telefon co dzieję się w grupie. Od małego byłam fanką Dumy Katalonii i z zapałem słuchałam o czym mówi. Nawet nie wiecie jaka byłam szczęśliwa, kiedy dostał posadę asystenta w Barcelonie B, 2007 roku. Wtedy praktycznie codziennie przebywałam z nim na boisku. Oglądałam treningi, dostawałam bilety na mecze. Długo jednak nie mogłam cieszyć się tym wszystkim. Nadszedł rok 2008 i wyjazd do Madrytu na studia fotograficzne. Ciężko było mi przestawić myśli, że przez kolejne cztery lata będzie koniec z meczami Barcelony, przychodzeniem na stadion wieczorem, by porobić jakieś zdjęcia, cholernie mi tego brakowało i pierwsze co chciałam zrobić po przylocie to właśnie pojechać z tatą na stadion i przywitać się ze wszystkimi po tak długiej rozłące.

- Dzięki, szoferze! Idziesz do nas?- Chwyciłam ostatnią walizkę.
- Tak. Zabiorę od razu Tito na trening.- Posłał mi uśmiech i zamknął samochód.
 Wszyscy z niecierpliwością na mnie czekali. Aż cieplej zrobiło mi się na sercu, kiedy ujrzałam rodziców i moją maleńką siostrzyczkę, którą dotychczas miałam okazję zobaczyć tylko na zdjęciach.
Przywitałam się ze wszystkimi długim uściskiem i pocałunkiem w policzek. Zmienili się, wszystko się zmieniło. Nowy wystrój kuchni i salonu, nowy pokój dla małej, chociaż mogła zamieszkać w moim, gdyż mam już kupione mieszkanie nieopodal Camp Nou i to tylko kwestia czasu, kiedy się tam przeprowadzę. Muszę tylko wynająć ekipę malarską i zamówić meble.
Fryzura rodzicielki praktycznie nic się nie zmieniła, skracała pewnie tylko grzywkę i końcówki, jak zawsze, natomiast włosy taty nabrały nieco jaśniejszych kolorów.
Mogłabym wymieniać wiele rzeczy, które zmieniły się w ich wyglądzie, ale nie będę zagłębiać się do takich szczegółów. Ważne, że są i nic im się nie stało podczas mojej nieobecności. Inaczej pewnie nie wybaczyłabym sobie tego, że nie było mnie gdy cierpieli.
- Studia zakończone, mogę w końcu zacząć moją wymarzoną pracę.- Wyciągnęłam dyplom ukończenia z szarej teczki.
- Najnowszy sprzęt czeka już na Ciebie w pokoju na górze. Taki mały prezent od nas.- Tato uśmiechnął się lekko.
Zrobiłam oczy jak pięciozłotówki i jak najszybciej pobiegłam po schodach do mojego starego pokoju.
- Mogła brać udział na Igrzyskach Olimpijskich w Londynie. Jest szybka.- W końcu odezwał się Sergio.
Wszyscy wybuchli gromkim śmiechem.
- Ej!- Krzyknęłam z góry. Myślał, że nie usłyszę jego słów. Pff.
- A właśnie, która godzina? Powinniśmy już chyba ruszać na stadion.


 To było moje pierwsze spotkanie ze stadionem od czterech lat.
Myślałam, że dostanę zawału kiedy Busi zaparkował swój samochód obok wielkiego budynku.
Jak na skrzydłach wybiegłam z auta i popędziłam do wejścia.
W moich oczach zapłonęły iskierki szczęścia, w końcu mogę ujrzeć miejsce, gdzie zawsze będę najszczęśliwszą osobą na ziemi. Sam fakt, że znajduję się tutaj, sprawiał iż unosiłam się do góry z wielkim uśmiechem na twarzy.
Wyciągnęłam mój nowy sprzęt, który dostałam od rodziców i zaczęłam robić pamiątkowe zdjęcia, które w domu przerobię i wstawię na bloga oraz wydrukuję, by móc pochwalić się nimi nowym kolegom z pracy i szefowi.
- Luciana?- Naprzeciw mnie stanął Gerard.
Zaśmiałam się pod nosem i odwróciłam do niego przodem.
- A jednak się nie zmieniłam.- W moich oczach pojawił się blask, po czym mocno przytuliłam się do dobrego przyjaciela, który już od młodości leczył rany po nieudanych związkach. Jest w tym naprawdę dobry!
Usiadłam z nim na murawie i zaczęliśmy lekką rozmowę.
Opowiadałam mu o życiu w Madrycie, że wcale nie jest takie piękne i gładkie jak większość sobie myśli, o zakończonych studiach, jak zgubiłam się pierwszego dnia i nie mogłam znaleźć uniwersytetu, co wiązało się z  nieobecnością na pierwszych zajęciach. Nie obyło się oczywiście bez pytań na temat spraw intymnych. Geri musiał wiedzieć dosłownie wszystko, ale był moim przyjacielem, ufałam mu, więc mogłam zwierzyć się dosłownie ze wszystkiego.
- Poznałam kilku chłopaków na studiach, ale to nic wielkiego.. Nie brałam nawet tego na poważnie, bo po co? Miałam w planach powrót do Barcelony, a związek na odległość na pewno by nie wypalił.
- Cichaj mi tu! My z Shak jesteśmy już długo razem i wierz mi, że odległość nie ma znaczenia.- Pogładził mnie po włosach.
- No, bo wy się bardzo, bardzo, bardzo kochacie. Ja nie byłam aż tak bardzo zakochana w którymś z nich, więc teraz żałowałabym i to okropnie, gdyby doszło między mną a nimi do czegoś.- Podciągnęłam nogi pod brodę.
Nic nie odpowiedział. Po prostu objął mnie ramieniem i przez kilka minut trwaliśmy tak w milczeniu, dopóki nie pojawiła się reszta piłkarzy, gotowa na trening.
Wtedy zaczęły się plotki, dziwne spojrzenia.
Odsunęliśmy się od siebie, żeby zaraz nie było, że zdradza swoją dziewczynę.
- O, jesteście już. Na początek chciałem wam przedstawić Lucianę- moją córkę, która za jakiś czas będzie pracować razem ze sztabem fotograficznym.- Vilanova skierował się w moją stronę.
Zaczęło mnie to irytować. Zaraz pewnie będą mówić, że jestem córeczką tatusia, że mam wszystko ulgowo, a nie chcę żeby tak było. Mają traktować mnie jak normalną osobę, nie Lucianę Wyższą Vilanova, tylko i wyłącznie dlatego, że mój tato od sezonu 12/13 będzie trenerem zespołu.
Przekręciłam machinalnie oczami i powiedziałam głośne "hej" do wszystkich.
Odpowiedzieli mi tym samym, dodając lekki uśmiech.
By im nie przeszkadzać zajęłam miejsce na "ławce rezerwowych" i w spokoju przyglądałam się treningowi.
Pamiętam mój pierwszy trening, który obejrzałam z tego miejsca, emocje dosłownie takie same. Bicie serca, uśmiech na twarzy. Byłam stworzona do pracy z piłkarzami, w tym czułam się najlepiej, a przecież praca powinna polegać na wykonywaniu czynności, którą się pasjonujemy.
Nie mogę doczekać się, kiedy będę mogła jeździć na wszystkie mecze razem z grupą, robić im sesje, pomagać w dobieraniu odpowiednich garniturów i ubrań, towarzyszyć na treningach..
Aż usta same uginają mi się w szerokim uśmiechu, myśląc o tym!
Takich chwil na pewno nie zapomnę do końca swojego życia, będę je zawsze wspominać pozytywnymi cechami!

***
Od Autora:
No to wyruszamy całkiem z czymś nowym!
Znowu coś mieszam, jak w innych blogach mojego dzieła, które nawet nie wytrwały do końca.
Módlcie się za mnie, żebym nie przekręcała już historii, nie kasowała blogów i doszła do ostatniego odcinka, bo jeśli znowu to zrobię, to chyba się zasztyletuję.




Kaśka i jej new plany.

Hejo, tu Kaśka.
W mojej głowie zrodził  się nowy pomysł na bloga z udziałem piłkarzy Blaugrany.
Chciałam zakładać nowego bloga, ale pomyślałam sobie, że lepiej by było zrobić go zamiast tego.
Tak naprawdę odcinki piszę na ciemno, wychodzą w trakcie pisania i nie wiem na czym stoję.
Tutaj przemyślałam nieco sytuację i ułożyła mi się taka historia w głowie. ;D
Tak więc niedługo powinien pojawić się pierwszy rozdział!
Pozdrawiam ;**