Rozdział 12.

 Esterella nie mogła opanować swoich emocji, kiedy w końcu dotarłyśmy do Barcelony.
Od razu zaczęła krzyczeć na cały głos, że chce już godziny 20:00 i zaplanowanego przez piłkarzy Dumy Katalonii ogniska. Przyznam, że czasami było mi za nią wstyd, ponieważ przechodzący obok mojego mieszkania ludzie, z niedowierzaniem patrzyli się na brunetkę i mówili coś pod nosem. Doskonale wiedziałam, że tą ich reakcję spowodował niebywały wrzask mojej przyjaciółki.
Jak najszybciej zaciągnęłam ją do domu, żeby oszczędzić innym tego widoku i dźwięku.
Tam mogłam dać jej schłodzoną colę, która złagodziłaby trochę jej pobudzenie.
Kilka godzin później musiałyśmy wyruszyć na Barcelonetę, by pomóc chłopakom w rozpaleniu ogniska i przyszykować potrzebne nam rzeczy. Po dotarciu na plażę, pierwsze co zrobiłam, to zapoznałam Esterellę z zawodnikami Barcy. Brunetka zabiłaby mnie, jeśli nie zrobiłabym tego od razu po przyjściu.
Chłopcy jak zwykle byli bardzo uprzejmi i przyjaźni, więc z radością powitali nowego gościa na dzisiejszej imprezie.
Po kilkunastominutowej pogawędce z całą ekipą, ruszyliśmy się do pracy, by wszystko zrobić na czas. A czasu było zdecydowanie za mało. Ja pomogłam Fabregasowi i Pique rozstawić cały sprzęt muzyczny, a później zajęliśmy się gromadzeniem płyt. Znalazłam dobre latynoskie kawałki, które wszystkim przypadły do gustu. Na koniec wspólnie z dziewczynami przyozdobiłyśmy bar i plażę. A równo o godzinie 22:00 zaczęliśmy nasze ognisko!


***

To był wprost idealny dzień, by zawalczyć o tą dziewczynę.  Musiałem w końcu postawić pierwszy krok, bo jeśli bym dalej tak zwlekał, to nigdy nie wygrałbym zakładu!
Z tego co słyszałem, to Marc zagadywał do niej i przekonywał ją do siebie, więc tak jakby byłem już na straconej pozycji. Mimo wszystko nie wylądowali jeszcze w łóżku, więc mieliśmy równe szanse, a ja nawet i większe. Wątpię, żeby chłopak taki jak Bartra zaciągnął córkę trenera do łóżka, całe życie miałby to na sumieniu, nawet jeśli to wszystko by się nie wydało.
Ja niestety zbyt bardzo napaliłem się na to wyzwanie i muszę zmierzać po swój cel, nawet jeśli miałbym później kłopoty w drużynie. Taka dziewczyna jak Luciana rzadko kiedy się zdarza, a ja mam ją wprost na wyciągnięcie ręki. Nie mogłem przecież zaprzepaścić takiej sytuacji!
- Alba! Chodź tu!- Usłyszałem jak ktoś mnie woła.
Uśmiechnąłem się pod nosem i podszedłem do kumpla, który miał dla mnie coś, co pomoże mi w wyrwaniu brunetki.
Wyciągnąłem rękę, by się z nim przywitać, a ten od razu wręczył mi afrodyzjak.
Podziękowałem mu, i na chwilę przystaliśmy, by sobie porozmawiać. Gdybym wrócił od razu do paczki, dostrzegliby, że coś jest nie tak.
Kilkanaście minut później, wróciłem już zadowolony do reszty. Wypiłem jedno piwo, potem drugie i trzecie, miałem sięgać już po czwarte, ale zobaczyłem obok siebie Luci, tańczącą z jakimś nieznanym mi facetem.
- Odbijamy!- Klasnąłem niemrawo w dłonie i posłałem zawadiacki uśmiech dziewczynie.
Ta tylko puściła mi oko, i wpadła prosto w moje ramiona.
Czułem już zapach zwycięstwa. Tylko kilka minut, a wygram zakład!
Tańczyliśmy do jakieś klubowej melodii, widać że ona także była już wstawiona, tak samo jak i ja.
Bawiliśmy się wprost znakomicie, ale do czasu. Po chwili ze sobą porwała ją jakaś dziewczyna, to pewnie ta Esterella, którą dzisiaj przywiozła z Tarragony.
Przekląłem pod nosem, ale nie poddawałem się. Musiałem mieć ją cały czas na oku, by w odpowiednim momencie podejść do niej i  zrobić to, co do mnie należy.
Kurczowo trzymałem saszetkę z białym proszkiem, który w jakiś sposób musiałem wsypać do napoju Luciany. Musiałem tylko obmyślić szybko plan, jak to zrobić, gdyż właśnie teraz siedziała sama na piasku, oparta o drewniany murek.
Podszedłem i usiadłem obok niej, ta tylko oparła swoją głowę na moim ramieniu i westchnęła, że kręci jej się w głowie. Od razu lampka zaświeciła mi się przed oczami i jak najszybciej zaoferowałem pomoc.
- Skoczę do bufetu po szklankę wody, poczekaj tutaj.- Powiedziałem, po czym jak strzała pobiegłem w kierunku baru. Nalałem do pustej szklanki wody mineralnej i wsypałem zawartość saszetki, energicznie mieszając słomką cały napój, by rozpuścić biały proszek. Kiedy wszystko idealnie się rozpuściło, ruszyłem w kierunku dziewczyny i wręczyłem jej ciecz, którą w szybkim tempie wypiła.
Biłem sobie brawa w myślach.
-Niedługo afrodyzjak zacznie działać, a ja wygram zakład!- Uśmiechnąłem się pod nosem i powróciłem na swoje dawne miejsce obok dziewczyny, by ta znowu mogła oprzeć swoją głowę na moim ramieniu.

Po kilku minutach wszystko zaczynało się rozkręcać na dobre! Dziewczyna kleiła się do mnie jeszcze bardziej, co oczywiście pasowało mi w stu procentach, całe szczęście, że nie ma tutaj Ibrahima. Wtedy pewnie nic by z tego nie wyszło.
Zaśmiałem się lekko pod nosem, kiedy brunetka wstała i chwyciła moją dłoń.
- Chodź!- Uśmiechnęła się znacząco i oboje pobiegliśmy, szukając ustronnego miejsca.
Tryskała ze mnie energia. Co jak co, ale teraz na serio dopiąłem swego. To był bardzo ciężki zakład, Marc miał ją już praktycznie dla siebie, a w ostatniej chwili zabrałem mu ją sprzed nosa.
Nie martwiłem się nawet co będzie, gdy piłkarze jak i trener o wszystkim się dowiedzą, bo i tak prędzej czy później to wyjdzie na jaw, musiałem żyć chwilą i faktem, że za moment córka samego Tito Vilanovy mi się odda, a ja wygram samochód i kasę Bartry!
Zatrzymaliśmy się na chwilę. Luciana wręczyła klucze od swojego mieszkania Esterelli. Jej przyjaciółka krzywo spojrzała się na mnie, a po chwili odeszła. Ona coś kombinowała, czułem to.
Po krótkiej chwili, nie zważając na nią, zamówiliśmy taksówkę do hotelu. Mogliśmy również skoczyć do mojego mieszkania, byłoby bliżej, jednak wtedy nastałaby przesłodzona atmosfera, a mi nie zależało na czymś więcej. Nie zależało mi za związku, ba nie chciałem się nawet pakować w te sprawy. Mały numerek i adios!

Wynajęliśmy apartament na ostatnim piętrze, jedynie na dzisiejszą noc. Jak najszybciej udaliśmy się do niego, zasunęliśmy drzwi i rzuciliśmy się na siebie, spragnieni miłości.
Musiałem mieć jakieś dowody na to, że wygrałem zakład. Nie wiedziałem kompletnie czego mam dokonać, aby Marc mi uwierzył. W ostatniej chwili wpadł mi pomysł, by znienacka zrobić jej kilka zdjęć i nakręcić krótki filmik. Kiedy już to wykonałem, zacząłem moją grę.

***

Od początku wiedziałam, że ten cały Alba, czy jak mu tam, ma złe zamiary wobec mojej przyjaciółki. To, w jaki sposób się na nią patrzył, jak ciągle za nią chodził.. Z początku myślałam, że to jej chłopak, bo naprawdę to tak wyglądało, ale wtedy zaczęłam rozmowę z Busquetsem, który wspominał, że spotyka się z niejakim Ibrahimem Afellayem, którego dzisiaj nie ma na tej imprezce. Zaniepokoiła mnie ta cała sytuacja, bo doskonale znałam Lucianę i wątpię w to, by leciała na dwa fronty. Postanowiłam nieco zapoznać się z całą sytuacją i zaczęłam ich śledzić. Rozumiem, że to było głupie z mojej strony, bo powinnam całować ją po rękach, za to że mnie tu zabrała, a nie patrzeć co robi po nocach. Mimo wszystko czułam się za nią bardzo odpowiedzialna!
Kiedy ujrzałam jak Jordi idzie do bufetu po wodę dla niej, a później wsypuje do szklanki jakiś biały proszek, to coś się we mnie zagotowało. Chciałam już tam pobiec i powiedzieć jej o wszystkim, ale wtedy narobiłabym sobie siary przy największych gwiazdach futbolu i mieli by ze mnie pośmiewisko przez dobrych kilka lat.
Wyciągnęłam telefon i nagrałam to wszystko. Obiecałam sobie, że nie zostawię tej sprawy. Kiedy Luci dojdzie do siebie, wszystko jej pokażę, a wtedy będziemy mogły urządzić takie piekło temu facetowi, że głowa mała.
Myślałam, że ten środek to jakiś narkotyk, ale od razu skapowałam, że chce ją uwieść i jest to najzwyklejszy pobudzający afrodyzjak, można to było wywnioskować po zachowaniu brunetki.
Po przemyśleniu całej akcji postanowiłam odpuścić. Moje niepotrzebne wtrącenia mogłyby zepsuć kilka spraw, więc dałam sobie święty spokój.
No nic, nauczy się na błędach. Nie chciałam już nic mówić. W końcu to jej życie. Jak zagra, tak będzie miała..


***

Od Autora:
Odcinek nie najwyższych lotów, ale ostatnio nic mi się nie udaje w miarę przyzwoicie. Mimo wszystko, jest!
Jak widać rozwinęłam już akcję i teraz będzie już szło ku pięknemu, a może i nie pięknemu końcowi.
Dziękuję wam, że jesteście ze mną i wspieracie mnie. Wasze słowa mnie motywują do dalszego pisania, a ja w pełni nie daję z siebie wszystkiego.. Przepraszam was za to. Postaram się poprawić, może akurat najdzie mnie jakaś wena?
PS. Przepraszam za jakiekolwiek błędy, ale nie mam już siły, by sprawdzać te wypociny.



Rozdział 11.

Po ostatniej rozmowie z Ibrahimem, a później Gerardem i Shak. postanowiłam nie utrzymywać zbyt dobrych kontaktów z Holendrem. Oczywiście nie chodzi mi o to, że się z nim kłócę, czy w ogóle wystrzegam się spotkań, ale po prostu nie widujemy się tak często, jak ostatnio.
Jego słowa dały mi dużo do myślenia i nie chcę się zbytnio starać, bowiem i tak prędzej czy później wszystko okazałoby się niewypałem.
Przez dłuższą ilość czasu zamartwiałam się tą całą sytuacją, bo przyznam, że od pewnego czasu zaczęłam w Ibim dostrzegać kogoś więcej, niż zwykłego chłopaka, z którym wychodzę na obiady, czy spacery.
Spędzone z nim chwile sprawiły, że mimowolnie zaczęłam się w nim podkochiwać. Czasem myślałam, że on również coś do mnie czuje, bo bywały między nami niezręczne momenty, kiedy myślałam, że za kilka sekund dojdzie do pocałunku, czy też romantycznego uścisku. Wszystkie te myśli jednak rozwiały się gdzieś daleko, po kilku jego słowach, a co za tym idzie, zaczęłam to trochę przeżywać.
Shakira pomagała mi trochę, w przeciwieństwie do Pique, który przez cały czas dokuczał mi tymi swoimi 'mądrymi' wypowiedzeniami, za co miałam mu ochotę przywalić patelnią w głowę!

 Całe szczęście, że chłopacy znowu wpadli na pomysł, by zorganizować imprezkę. Przynajmniej przez kilka dni mogłam odetchnąć od tych przybijających mnie myśli i zająć się przygotowywaniem 'ogniska'.
Pomagała mi w tym dziewczyna Pedro, z którą ostatnio się zaprzyjaźniłam.
Czasem udało mi się natknąć na Ibrahima, ale kiedy proponował mi wypad na kolację, zwykle odmawiałam, mówiąc że jestem cholernie zmęczona, czy też wieczorem mam gości.
Dawał się na to nabrać, chociaż dobrze wiedziałam, że powoli zaczyna rozumieć, dlaczego teraz jestem dla niego taka niedostępna.
Myślałam, że będzie walczył i prosił mnie o rozmowę, spotkanie, ale myliłam się. Teraz już kompletnie się od siebie odizolowaliśmy. Teraz już nawet słowem się do mnie nie odezwał, jedynie przelotem powiedział zwykłe 'cześć' na treningu, kiedy mijaliśmy się na boisku. Przyznam, że to bolało i to cholernie, a najgorsze w tym wszystkim było to, że za tą całą sytuację obwiniałam siebie.
Zaczęłam za dużo wymagać, a kiedy mi się coś nie podobało, udawałam obrażoną i zdenerwowaną, i chciałam, by wszystko było tak jak kiedyś. Nie w tą drogę, Luci..
Mimo wszystko musiałam pogodzić się z zaistniałą sytuacją. Cholernie przejmowałam się faktem, że znowu musiałam zepsuć dobry kontakt z chłopakiem, który mi się spodobał, ale niestety życie nie jest idealnie i nic nie wychodzi tak, jak tego oczekujemy.

 Dostałam kilka dni urlopu, które niezmiernie mnie cieszyły! W końcu mogłam trochę odpocząć od pracy jak i Gerarda, który jak wspominałam, ostatnio coraz bardziej denerwował mnie swoim zachowaniem.
Delektując się kilkoma wolnymi dniami, postanowiłam odwiedzić moją przyjaciółkę Esterellę, która niezmiernie ucieszyła się z faktu, że jeszcze dzisiaj do niej wpadnę.
Miałyśmy w planach wygrzewać się na plaży i wyrywać przystojnych chłopaków.
Aż na samą myśl o tym relaksie nogi robiły mi się jak z waty. W końcu dostałam zasłużony urlop, który  postaram się w pełni wykorzystać!
Z wielkim uśmiechem na twarzy opuściłam miejsce treningowe chłopaków.
- Tylko tam z umiarem!- Zaśmiał się Alba, idąc za mną w stronę parkingu
- Ja powiem to samo na ognisku.- Pokazałam mu język i pomachałam na pożegnanie, wsiadając do mojego BMW.
Po kilku minutach odjechałam, już w pełni ciesząc się wolnym czasem.

Pakowanie zajęło mi niecałe dwie godziny. Jadę oczywiście tylko na kilka dni, ale dziewczyna jak to dziewczyna, musi wyposażyć się we wszystko, bo kto wie, co może się wydarzyć?
Zapakowałam walizkę do bagażnika i ruszyłam do Tarragony, gdzie mieszkała Esterella.
Droga nie ciągnęła się długo, ale zaczynałam mieć niezły mętlik w głowie, bowiem co kilka minut dzwonił do mnie Afellay i szczerze to kompletnie nie wiem o co mu chodziło.
Najpierw kilkakrotnie wybierał mój numer i dzwonił, a kiedy wiedział, że nie odbiorę, przerzucił się na pisanie długich sms-ów, których nie byłam nawet w stanie zrozumieć. Mieszał kilka rzeczy na raz, coś o jakimś zakładzie, potem o Pique i chłopakach, jak mnie szukają.
No fakt, nie mówiłam dokładnie wszystkim gdzie jadę, więc mają prawo mnie szukać, ale mój ojciec powinien powiedzieć im na najbliższym treningu gdzie się znajduję.
Sprawę z Gerim od razu 'rzuciłam daleko w kąt', ale w głowie ciągle kłębiły się pytania dotyczące jakiegoś zakładu. Nie wiedziałam o co mu chodzi, nigdy nie słyszałam o jakimkolwiek zakładzie, więc pewnie musiało mu się coś pomylić.
Po kilkunastu minutach wyłączyłam komórkę, bo te jego wiadomości zaczynały mnie powoli irytować. Teraz muszę skupić się jedynie na wypoczynku, a nie na tej bandzie dzikusów.

Do domu mojej przyjaciółki dotarłam po półtorej godziny.  Porządnie wyściskałyśmy się na przywitanie, a później zajęłyśmy miejsce w jej ogrodzie, gdzie przyniosła nam schłodzone napoje i na spokojnie mogłyśmy poopowiadać sobie najświeższe wiadomości z naszego życia, a przyznam było i bardzo dużo, w końcu nie widziałyśmy się jakieś pół roku.
Całe popołudnie wraz z wieczorem spędziłyśmy rozmawiając i zwierzając się ze swoich tajemnic. Cholernie nam brakowało takich rozmów, ja byłam zajęta pracą i codziennie przebywałam w towarzystwie chłopaków, co uniemożliwiło mi takie koleżeńskie rozmowy, natomiast Ella nie ufała swoim tutejszym koleżankom i tak naprawdę nie miała do kogo się nawet odezwać. Przyznam, że nieco się rozweseliła, kiedy mnie zobaczyła. Doskonale wiedziała, że w końcu może ze mną pogadać o krępujących dla niej tematach, a co za tym idzie, będzie mogła poczuć lekką ulgę.
Doskonale ją rozumiałam i jak najdłużej chciałam z nią rozmawiać, bowiem wiedziałam, że jest to dla niej jedyna chwila, kiedy możemy to robić.
Kiedy zbliżała się godzina 22:00 przebrałyśmy się w wystrzałowe ciuchy i postanowiłyśmy zagościć na jednej z plażowych dyskotek, które w Tarragonie były codziennością.
Naszym planem było oczywiście dobrze się bawić, no i poznać wyjątkowych chłopaków!
Na początek zamówiłyśmy kilka drinków i próbowałyśmy się rozkręcić.
Po jakiejś godzinie udało nam się to, a później już tylko mogłyśmy się nazywać królewnami tej imprezy!
Wygłupiałyśmy się, zapraszałyśmy całkiem obcych nam facetów do tańca i robiłyśmy wszystko, by bawić się jak najlepiej. Potrzebowałam tego! Potrzebowałam chwili, gdzie będę mogła się wyszaleć za wszystkie czasy i zapomnieć o obowiązkach, które czekają mnie po powrocie do Barcelony.
Wtedy znowu będę musiała wstawać wcześnie rano, by zrobić zdjęcia na porannym treningu, będę musiała biegać z aparatem po sali, pełnej trenerów i zawodników do późnej godziny, a później zgrywać wszystkie fotografie, wybierać te najlepsze i publikować je na oficjalnej stronie zespołu. Wydaje się to być pestką, ale uwierzcie, że nią nie jest. Cały dzień tylko praca i praca, jedynie uda mi się wyskoczyć z chłopakami na obiad, a potem znowu to samo.

Kolejne dni upływały nam tak samo jak ten pierwszy. Do południa rozmawiałyśmy ze sobą, chodziłyśmy po galeriach handlowych, potem przebierałyśmy się w bikini i z wielkimi uśmiechami na twarzy chodziłyśmy na plażę, by móc nabrać bardziej latynoskiego koloru skóry, a wieczorem pokazywałyśmy wszystkim, jakimi jesteśmy tancerkami.
To były przecudowne wakacje, jeśli tak to mogę nazwać. Spędziłam je z moją najlepszą przyjaciółką i spędziłam je chyba najlepiej w moim życiu.
Aż załamałam się, kiedy musiałam uciekać z powrotem do Barcelony, ale tam kolejnego dnia czekało mnie ognisko i imprezka, więc także nie mogłam narzekać.
Postanowiłam zabrać ze sobą także Esterellę, która na pewno będzie zachwycona, kiedy zobaczy zawodników jednego z najlepszych zespołów na świecie.
Muszę powiedzieć, że skakała z radości, kiedy zaproponowałam jej wyjazd do mnie.
Bez zastanowienia spakowała swoje najpotrzebniejsze rzeczy i od razu wrzuciła je do mojego auta.
Najbardziej była nakręcona na zapoznanie się z piłkarzami.
Niech lepiej uważa, bo może wpaść w miłosne sidła, któregoś z nich, a później tego pożałować.
Jak ja.
 
***
Od autora:
Witajcie! Już dawno pisałam tutaj odcinek, więc tak w ostatni dzień weekendu pojawił się kolejny!
Nie będę ciągnęła tego bloga w nieskończoność i powoli przybliżamy się już do końcówki tego opowiadania.
Dziękuję wam za miłe komentarze, które motywują mnie do pisania i dzięki którym się nie poddaję!
Pozdrawiam ;*
     







Rozdział 10.

 Usiadłam na kanapie, a Ibrahimowi pozwoliłam wybrać jakiś film. Ten oczywiście był za horrorami, jak każdy facet, a ja za romansidłami, jak każda dziewczyna.
Nie mogliśmy dojść do porozumienia, a to przerodziło się w istną wojnę!
Gdzieś z godzinę walczyliśmy ze sobą o film, a i tak nie wybraliśmy tego, którego chcielibyśmy wspólnie obejrzeć.
Na koniec postanowiliśmy rozstrzygnąć to z pomocą szkolnej wyliczanki. Ułożyliśmy dwie płyty z naszymi ulubionymi filmami obok siebie i Afellay rozpoczął krótką rymowankę.
Musiałam dopilnować go, czy nie kręci, bowiem dobrze wiedziałam, że zależało mu na obejrzeniu jego 'najlepszego' horroru, którego może włączyć swoim przyjaciołom z klubu, a nie mi!
- Ha! Wygrałam!- Krzyknęłam mu prosto w twarz, ciesząc się jak małe dziecko, kiedy dostanie zabawkę.
Pospiesznie chwyciłam płytę, bowiem Holender próbował mi ją zabrać, i włożyłam do odtwarzacza.
Po chwili z głośników wypłynęły pierwsze dźwięki romantycznych piosenek, a ja myślałam, że umrę ze śmiechu, kiedy widziałam zniesmaczoną minę Ibiego.
Z początku chłopak nie mógł nastawić się na tą sztukę. Przez pierwsze 30 minut był zajęty pisaniem sms-ów z Alvesem, a przez kolejne 30 ze swoim bratem Samirem, który za kilka dni miał pojawić się w Hiszpanii.
- Ty, Cassanova! Mógłbyś przynajmniej udawać, że oglądasz. Czuję się nikomu niepotrzebna..- Zrobiłam smutną minę. Musiałam go jakoś nakręcić. Bezuczuciowy człowiek!
- Możemy nakręcić własny film, podobny do tego.- Oderwał wzrok od ekranu komórki i zrobił zawadiacki uśmiech.
Akurat w tym momencie natknęliśmy się w filmie na scenę łóżkową.
Oczywiście ja, jak to ja, wybuchłam gromkim śmiechem. Uspokoiłam się dopiero wtedy, kiedy zobaczyłam poważną minę Ibrahima, który najprawdopodobniej mówił całkiem serio.
Przez kilka sekund patrzyłam się na niego z dziwną miną, a gdy uznałam to za niezbyt miłe, powróciłam do oglądania.
Jednak po mojej głowie ciągle chodziły pytania, o co mu chodziło? Nie wyglądało to na to, żeby sobie po prostu żartował. Znam dobrze Ibrahima, i wiem kiedy robi sobie z czegoś żarty.
Może chciał mi coś przez to uświadomić? Może chciał pokazać, że jestem dla niego ważniejszą osobą, niż zwykłą koleżanką z Camp Nou, która 'pyka' mu zdjęcia na treningach, meczach i konferencjach.
Zbyt bardzo ciekawiło mnie jego zachowanie i przyznam, że nie mogłam skupić się na dalszym oglądaniu tego filmu.
Poprosiłam brązowookiego o to, by go wyłączył, a później usiedliśmy na kanapie i zaczęliśmy rozmowę.
Najpierw zaczęliśmy tak jakby od 'spraw organizacyjnych'. Padały pytania o klub, trenera, kolejne spotkanie, moją pracę.
Z czasem już znudziły mi się tego typu rozmowy. Ciągle nawijaliśmy tylko o tym, jakby Afellay bał lub wstydził się rozpocząć rozmowę na te poważniejsze tematy.
Przecież na polanach, w parku, restauracji zachowywaliśmy się całkiem inaczej, nasze rozmowy były inne, bardziej uczuciowe. Zaczęłam odczuwać, że coś między nami  iskrzy..
Ciągle uśmiechał się do mnie i wbijał swój wzrok w moją twarz, co przyprawiało mnie o dość nasycone czerwonym kolorem policzki.
Dawał mi wiele znaków, ale mimo wszystko odczuwałam, że to ja będę musiała wykonać ten pierwszy krok i możliwe, że zacząć nową drogę naszego życia, dlatego też skorzystałam z okazji i postanowiłam przemienić nieco treść naszej konwersacji.
Korzystając z tego, że chłopak wyszedł do kuchni, by przynieść napój, ja poukładałam sobie w głowie kilka kwestii, na które chciałabym z nim pogadać.
-Ibi.. Możemy porozmawiać? Ale nie w sensie, że o zespole i meczach, tylko tak wiesz.. o życiu, uczuciach..- Zaczęłam niepewnie, kiedy usiadł obok mnie.
- Mhm, rozumiem.. - Na jego twarzy zagościło zakłopotanie.
Przeczuwałam, że to nie jest zbyt dobry pomysł na tą rozmowę. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę z tego, że jeśli ta rozmowa przyniesie negatywne skutki, to nasza przyjaźń zostanie wystawiona na próbę przetrwania. Było już za późno, by wszystko cofnąć, ponieważ Holender zaczął wypytywać się o dokładny temat tej rozmowy.
Nie miałam innego wyjścia. Musiałam z  nim o tym porozmawiać, przynajmniej już teraz będę znała prawdę, czy starać się o coś głębszego, czy zostawić nasz kontakt uczuciowy w spokoju i skupić się jedynie na przyjaźni.

- Jeśli chodzi o związki, to na razie nie chcę się z kimś wiązać. Jest dobrze, tak jak jest. Mam jeszcze czas, by pomyśleć o czymś stałym, w uczuciach trzeba uważać..
I w tym momencie chciałam zniszczyć wszystko to, co miałam pod ręką.
Kompletnie nie spodziewałam się takiego zakończenia tej rozmowy. Myślałam, że między nami jest coś głębokiego, w sumie każdy tak mówił. Sergio, Geri, Alves ciągle powtarzali mi, że jak Ibi się na mnie w ten sposób patrzy, to musi coś do mnie czuć. Najwyraźniej nie znają swojego przyjaciela zbyt dobrze..
- Będę się już zbierać.- Wymusiłam się na lekki uśmiech.
Wstałam z kanapy i naciągnęłam na siebie granatowy sweterek.
- Odprowadzę Cię.- Również wstał.
- Dzięki, dam sobie radę, na razie.-Tym razem podałam mu dłoń na pożegnanie, po czym wyszłam z jego mieszkania w nieco złym nastroju.
Potrzebowałam czyjejś pomocnej dłoni i rady, co mam teraz robić.
Znajdowałam się w jednej z gorszych sytuacji. Od pewnego czasu zaczynałam czuć, że między mną a Ibrahimem wytwarza się chemia. W grę wchodził również Bartra, który pojawił się całkiem niedawno w moim życiu ni stąd, ni zowąd. Lubiłam spędzać z nim czas, bowiem sprawiał, że czułam się choć odrobinę szczęśliwszą osobą, ale jego nie darzyłam tym samym uczuciem do Holendra..
-Zaraz u Ciebie będę.- Odpowiedziałam Gerardowi, który pozwolił mi do niego przyjechać i wyżalić się z dzisiejszych przeżyć.
Zamówiłam taxi i w przeciągu piętnastu minut pojawiłam się w pobliżu mieszkania, które od teraz należało do Pique i Shakiry.
Brama czekała już otwarta, więc nie musiałam dobijać się do niego przez domofon, a to jeszcze gorzej by mnie rozzłościło, gdyż Hiszpan ciągle robi sobie 'jaja' i wpuszcza do domu dopiero po 20 minutach od sterczenia pod jego bramą.

 Najpierw przywitałam się z blondynką, która wyglądała na naprawdę uradowaną, a później objęłam Gerarda, który po tej nowinie o ciąży swojej dzieczyny ze szczęścia już przez tydzień unosił się w powietrzu.
- Co się stało skarbie?- Razem z Shak. powędrowałyśmy do salonu.
Wytłumaczyłam jej całą sytuację z Ibim i przyznała, że nie jest zbyt ciekawie.
Chociaż przyznała, że mogła to być jego taka zastępcza odpowiedź, bo mógł nieco wstydzić się powiedzieć prawdziwych uczuć.
- Gerard robił podloty przez kilka miesięcy, za nim oficjalnie zostaliśmy parą. Z początku byłam w podobnej sytuacji do twojej. Ciągle mieszał i przekręcał swoje słowa, więc musiałam  wziąć się w garść i postawić go na ziemię. To robiło się naprawdę denerwujące, kiedy do Ciebie zarywał, a potem coś plątał i przemieniał swoje decyzje, ale płeć męska tak ma, tego nie zmienisz.- Zaśmiała się, robiąc w tym momencie wrogie spojrzenie na swojego chłopaka.
Pique tylko puścił jej oko.
Aż serce mi się rozczuliło, kiedy zobaczyłam ich te uśmiechnięte buźki. Oni to mają szczęście.
Mimo trudności i odległości, w jakiej czasami się od siebie znajdują, wytrwali i postanowili założyć własną rodzinę. Niedługo na świat przyjdzie ich potomek i wtedy będzie jeszcze więcej miłości. Też tak bym chciała..
- Oj nie martw się! Znajdziesz sobie lepszego. Najwyraźniej Ibi nie zasługuje na Ciebie! Nie chce się wiązać z jedną kobietą, bo woli mieć więcej. Tak by Cię zdradzał! Nie angażuj się się za bardzo!- Blondyn wyparował po chwili.
- Gerard!- Krzyknęła oburzona Shak. i rzuciła w niego poduszką, obejmując mnie teraz ramieniem.
- Dzięki Pique  za szczere słowa!- Krzyknęłam do niego, a w moich oczach zapłonęły świeczki od łez.

***
Od Autora:
Już dawno mnie tu nie było!
Szkoła wykańcza i nie mam kiedy dodawać postów.
Przepraszam wszystkich za nieprzeczytane u was odcinki. Mam wiele zaległości, ale sami rozumiecie jak to jest z nauką. Obiecuję, że w najbliższym czasie postaram się wszystko nadrobić.
Do następnego! ;*






Rozdział 9.

Poprzedni tydzień był dla mnie bardzo ciężki. Wyjazdowe spotkania na mecz Ligi Mistrzów do Portugalii oraz do Sevilli na 6 kolejkę hiszpańskiej Primera Division były cholernie męczące. Tego tygodnia zrobiłam chyba więcej kilometrów, niż w rok podczas moich studiów. Dopiero teraz doceniłam to jak zmęczeni mogą być piłkarze po takich podróżach. Wcześniej tylko denerwowałam się jak Gerard marudził mi, że nie ma ochoty nigdzie wychodzić, bo nie ma kompletnie siły, teraz już wiem, że nie mówił tego bez powodu.
 Opadłam na moje miękkie łóżko i przymknęłam lekko powieki.
- Zmęczona?- Usłyszałam za sobą głos Ibrahima.
- I to jak!- Odpowiedziałam i przykryłam się kołdrą.
Brunet usiadł obok mnie i przez chwilę nie odpowiadał.
Doskonale wiedziałam, że chce mnie gdzieś wyciągnąć, bo chodzeniem po mieście zazwyczaj się relaksuje, ale teraz naprawdę nie miałam na to ochoty.
- Zbudź mnie za trzy godziny. Pójdziemy na jakąś obiadokolację, okej?- Zaproponowałam ze zmęczeniem w głosie.
- Jasne!- Poczochrał mnie po głowie, po czym nasunął bardziej kołdrę na moje plecy i wyszedł, cicho zamykając drzwi.
Zrobiłam lekki uśmiech i przewróciłam się na lewy bok.

- Co chcesz?!- Rzuciłam zaspanym głosem do słuchawki.
- Potrzebujemy Cię na konferencji, zbieraj się szybko.- Usłyszałam głos mojego ojca.
Świetnie, już sobie odpoczęłam..
Nacisnęłam czerwoną słuchawkę i rzuciłam telefonem w drugi kąt pokoju. Nie minęła minuta, a znowu usłyszałam dźwięk mojej komórki. Tym razem nie zważałam na to, że mojemu ojcowi trzeba fotografa do konferencji. Nasz sztab zawiera wiele profesjonalnych fotografów, może po nich zadzwonić, w końcu by się przymknęli, i nie nawijali ciągle o tym, że to ja odbieram im pracę.
Tito setki razy wydzwaniał do mnie, ale ja miałam to daleko gdzieś. Nie obchodziło mnie to. Ja również potrzebowałam chwili dla siebie, chwili odpoczynku, chyba nie myślał, że będę pracować jak wół.
Po nieudanych próbach dodzwonienia się do mnie, chłopacy przyjechali, by siłą zaciągnąć mnie pod stadion.
- Zamknij się!- Krzyknęłam na cały dom, kiedy radosny Pique wparował do mojej sypialni, śpiewając jedną z piosenek swojej ukochanej.
- Jeśli nie pojawisz się na konferencji, Vilanova będzie zły, oj bardzo zły!- Zaśmiał się szyderczo, pomrukując do tej samej melodii co przed chwilą.
Otworzyłam jedno oko i spojrzałam na Hiszpana, który zaczął udawać tancerkę na środku mojego pokoju.
Przyznaję się, że po tym co zobaczyłam, to mimo wszystko wybuchłam przeraźliwym śmiechem. Widok tańczącego i śpiewającego Pique był chyba najlepszą metodą na rozbudzenie człowieka.
Poprawiłam swoje włosy i chwiejnym krokiem ruszyłam do kuchni, by móc napić się zimnej wody.
- Spakuj mi aparat!- Krzyknęłam do Geriego.
Zanim się zbiorę minie pewnie jakaś godzina, więc obrońca musi pomóc mi w zabraniu wszystkich potrzebnych rzeczy.
Tak jak przypuszczałam, tak też było. Po około 50 minutach znaleźliśmy się już na miejscu.
Tito oczywiście strzelał do mnie tym swoim sokolim wzrokiem. Obiecuję, że jeśli zrobi to jeszcze raz, rozpętam mu taką awanturę przy wszystkich mediach, że nie zapomni jej do końca swojego życia!
Jak mu coś nie pasuje, to mogę sobie iść.
Ostatnimi dniami cały czas działa mi na nerwach, aż czasami mam takie przeczucia, że robi to specjalnie, by sprowokować mnie do odejścia.
Bez żadnego słowa weszłam do bardzo dobrze znanej mi sali i rozłożyłam sprzęt. Mam nadzieję, że ta konferencja nie będzie trwać kilku godzin.
- Trzymaj.- Bartra przyniósł mi kubek gorącej kawy z mlekiem.
Uśmiechnęłam się ciepło do niego, na znak podziękowania i chwyciłam gorącą ciecz.
Przynajmniej jeden zainteresował się tym, że mogę być zmęczona.
Po kilku łykach gorącej kawy, w której zawarta była kofeina, poczułam minimalny dopływ energii. Przynajmniej oczy mi się nie przymykały w każdej chwili i znacznie poprawił mi się kolor skóry. Już nie wyglądałam jak trup.
-Idziemy gdzieś po południu?- Rzucił po chwili.
- Chciałabym, ale jestem już umówiona.- Posłałam mu lekki zrezygnowany uśmiech i usiadłam na krześle, by w spokoju wypić gorącą ciecz, którą przyniósł mi brunet.
- Szkoda.- W jego oczach widziałam namalowany zawód. -Okej, będę uciekał, bo Tito chyba idzie.- Puścił mi oko i pomachał na pożegnanie.
Odwzajemniłam mu tym samym i za jednym tchem wypiłam całą zawartość kubka. Kilkanaście sekund później w sali pojawił się pewny siebie trener jak i reszta fotoreporterów, którzy współpracowali z innymi sportowymi magazynami.
Po konferencji musiałam zostać jeszcze godzinkę, by opublikować niektóre zdjęcia. Trudziłam się z tym, bo kompletnie nie miałam siły, by je przeglądać. Pomógł mi w tym Afellay, który na mnie poczekał.
Kiedy skończyliśmy publikowanie fotografii na oficjalnej stronie Fc Barcelony, Holender zabrał mnie na obiad do pobliskiej restauracji.
Ostatnio wiele czasu poświęcam Katalończykom. Spotkania z Ibrahimem, do tego Bartra daje mi jakieś sygnały. Ciężko jest mi znaleźć czas dla nich. Ciągła praca mnie wykańcza. Nie znajduję nawet czasu dla siebie, i szczerze to brakuje mi tych samotnych chwil, kiedy mogę przemyśleć jakieś sprawy, zastanowić się dokładnie nad czymś, nad moim życiem. A mój wiek mówi sam za siebie.. powinnam już dawno zadecydować o moim dorosłym życiu, ale nie mam czasu, by na spokojnie to zrobić..
Zasunęłam salę informatyczną i oddałam kluczyk Pani Castro, po czym razem z Ibim ruszyliśmy do naszego celu.
Restauracja była oddalona o jakiś kilometr od stadionu, więc ruszyliśmy pod nią samochodem Afellaya.
To był naprawdę mile spędzony czas. Dzięki żartom brązowookiego odżyłam na nowo. Lubiłam spędzać z nim każdą wolną chwilę, on zawsze sprawiał, że czułam się szczęśliwszą osobą. Niezmiernie cieszę się z tego, że to właśnie on najbardziej ze wszystkich zbliżył się do mnie po moim powrocie. Nie żałuję naszej znajomości i nigdy nie będę żałowała. Przeżyłam z nim jedne z lepszych chwil w moim życiu i nigdy ich nie zapomnę.
- Jedziemy do mnie?- Rzucił, wstając z krzesła.
Przytaknęłam głową. Naciągnę go na  film, bowiem już dawno oglądałam jakąś sztukę, a samej jest nudno spoglądać tępo w ekran telewizora.
Zebraliśmy się i prosto z restauracji skierowaliśmy się pod jego mieszkanie.
Tam usiedliśmy na miękkiej, wygodnej kanapie i zaczęliśmy oglądać jakąś komedię, wybraną przez piłkarza.


***
Od Autora:
Hej!
Odcinek pisany na szybko, więc przepraszam jeśli coś się nie skleja.
Ostatnio zastanawiałam się nad tym blogiem i to będzie cud, jeśli napiszę 15 odcinków.
Historia ta jest tak jakby w połowie i przewiduję jeszcze tylko kilka odcinków.
Myślałam, że zdołam napisać coś ciekawszego, ale jak zwykle mi nie wychodzi..
Wystarczy mi tylko powiedzieć 'przepraszam' za taki odcinek.. naprawdę.
Pozdrawiam xx






Rozdział 8.

Jej reakcja nie należała do zbyt pozytywnych, wręcz przeciwnie. Była bardzo zdziwiona, że to ja podarowałem jej swoją bluzę.
W sumie nie dziwiłem się. Jordi pewnie już dawno rozpoczął swoją gierkę i Luciana była po prostu przez niego oplątana..
Posłałem jej jedynie ciepły uśmiech i skierowałem się w stronę chłopaków, by móc się z nimi przywitać.
Kazali mi usiąść razem z nimi, jednak ja nie miałem zbyt dużo czasu. Spieszyłem się do domu, bowiem przyjeżdżała moja rodzina i nie chciałem być spóźniony.
Zamieniłem z nimi kilka słów, po czym bez słowa ruszyłem dalej, przed siebie.
Uśmiechnąłem się pod nosem, kiedy dziewczyna nie zauważyła, że odchodzę i nadal trzymała na swoich ramionach moją bluzę. Dzięki temu, moglibyśmy umówić się na spotkanie, a głównym lub może i nie głównym jej powodem byłoby oddanie mojej odzieży.
Mimo wszystko nie cieszyłem się tym długo.
Brunetka zareagowała po kilku minutach i krzycząc moje imię, podbiegła do mnie.
- Nie zapomniałeś czegoś?- Rzuciła od razu.
- Hmm. Nie.- Uśmiechnąłem się do niej zalotnie i utkwiłem wzrok na jej drobnej twarzy.
W tym momencie prezentowała najcudowniejszy uśmiech, jaki dany mi było kiedykolwiek zobaczyć.
- Chodź gdzieś ze mną.- Dodałem po chwili.- Umieram z nudów.
To było jasne i oczywiste, że żadna rodzina do mnie nie przyjeżdżała, po prostu musiałem mieć jakąś wymówkę, by nie być 'na dywaniku' u Pique i Busquetsa. Zaraz przyczepiliby się faktu, że zarywam do Luci, już słyszałem jakieś gwizdy w moją stronę, kiedy nałożyłem na nią szarą część mojego ubrania.
Pewnie zaczęłyby się również pogróżki, że Tito chyba by mnie zabił, gdyby się dowiedział o naszym 'romansie', a zresztą i tak zabije, gdy usłyszy o tym zakładzie.. Dziwił mnie jedynie fakt, że to wszystko jeszcze się nie wydało. Alba ogłosił już wszem i wobec, że ma zamiar przelecieć córkę trenera, a ja rywalizuję razem z nim. Ten to nie potrafi trzymać języka za zębami..
- Rozumiem, że nie tolerujesz towarzystwa Gerrarda i Sergio?- Zaśmiała się lekko.
- Oczywiście, że toleruję, ale wiesz.. - Nie dokończyłem, bo w tym momencie zatopiła wzrok w moich brązowych oczach.
Zawstydzony spuściłem twarz w dół i przyspieszyłem nieco kroku. Nie lubiłem takich niezręcznych chwil. Byłem za bardzo nieśmiały, potrzebowałem czasu, by móc się rozkręcić na dobre.
- Więc gdzie chciałbyś iść?- Usłyszałem za sobą jej głos.
- Może Ambar? Jest zbyt chłodno, by móc spacerować po mieście.- Odpowiedziałem, tym samym uśmiechając się do siebie.
Dziewczyna przytaknęła na moje słowa i razem skręciliśmy w lewą uliczkę, by jak najszybciej dojść do  baru/kawiarenki.
Zajęliśmy przytulne miejsce, blisko ściany i rozpoczęliśmy przeglądanie menu.
Nie obyło się oczywiście bez śmiechu, gdyż wszystkie nazwy kojarzyły nam się z niezbyt przyjemnymi rzeczami, do tego nie potrafiliśmy się zdecydować na coś normalnego.
- Dwie latte i dwa serniki.- Odpowiedziałem w końcu kelnerce, która czekała na zamówienie kilka dobrych minut.
Brunetka nie mogła powstrzymać śmiechu, gdyż według niej , prezentowałem minę a'la 'zdechły koń', kiedy patrzyłem się na wszystkie nazwy produktów.
Dostała za to kulką, zrobioną z serwetki i lekkiego pstryczka w nos.
Czuliśmy się naprawdę niesamowicie i wyjątkowo w swoim towarzystwie.
Docierało do mnie to, że w sumie mam pewne szanse, na zdobycie jej serca.
Już po naszym pierwszym spotkaniu sprawialiśmy wrażenie, jakbyśmy znali się od kilku dobrych lat.
Przynajmniej ja nie chciałem jej zranić jak Alba. Chciałem czegoś więcej..
- Mmm! Jest pyszna!- Powiedziała z zadowoleniem.- Masz na serio dobry gust, ja chyba nie potrafiłabym wybrać tutaj niczego, te nazwy są jakoś dziwnie skonstruowane!- Zaśmiała się, jednocześnie oblizując śmietankową piankę z warg.
Posłałem jej lekki uśmiech, po czym nachyliłem się nad nią i wytarłem jej prawy kącik ust, na którym został lekki ślad po kawie.
Odchrząknęła cicho i odsunęła się, by móc spojrzeć mi w oczy.
Wiedziałem, że posunąłem się za daleko.
Po krótkiej, niezręcznej chwili uśmiechnęła się lekko i wstała.
- Muszę już iść.. Mam masę zdjęć do opublikowania.- Zrobiła smutną minę, po czym poprawiła swój granatowy żakiet i przeczesała dłonią kasztanowe włosy.
- Odprowadzę Cię.- Również wstałem.
Zostawiłem na stoliku napiwek i razem opuściliśmy kawiarenkę.
Przemierzaliśmy ulicami Barcelony, opowiadając sobie przeróżne opowieści z młodości.
Śmialiśmy się przy tym do bólu, nie dowierzając, że coś takiego mogło nam się kiedyś przytrafić.
Cudownie było tak się cofnąć kilka lat wstecz i przypomnieć te chwile, kiedy przychodziło się na Camp Nou po raz pierwszy.
- Mój ojciec zabrał mnie na stadion kiedy byłam jeszcze małą dziewczynką, nigdy nie zapomnę tego dnia..- Przymknęła na chwilę oczy, by móc odtworzyć sobie w wyobraźni urywek tej chwili.
- Dla mnie podpisanie kontraktu było niesamowitym momentem. Po pierwszych minutach od podpisania jakiegoś świstka papieru, nie docierało do mnie to, że jestem piłkarzem Barcelony. Dopiero, kiedy otrzymałem koszulkę ze swoim nazwiskiem i zacząłem treningi z pierwszą drużyną, stopniowo to wszystko zaczęło nabierać sensu. Tutaj jest niesamowita atmosfera.. Camp Nou nie zamieniłbym na żaden inny stadion.-  Przez moje całe ciało przeszły ciarki, wywołane wspomnieniem z tamtego dnia.
Wspominaliśmy sobie jeszcze wiele chwil, jakie nam się przydarzyły. Ta rozmowa była naprawdę jedną z  lepszych i ważniejszych konwersacji, jakie kiedykolwiek przeprowadzałem. Myślę, że dzięki poznaniu swoich historii, staliśmy się sobie w choć znacznym stopniu bliżsi.
Byłem dumny z siebie, że nie dałem ciała, jak to zwykle bywało.
W końcu nabrałem trochę powagi i nie wstydziłem się czegoś rozpocząć.
Wręczyła mi moją bluzę i objęła ramieniem na pożegnanie.
Poczułem, jak moje bicie serce przyspiesza się, a  policzki nabierają lekkich rumieńców.
Cholera, coś jest nie tak..


***
Od Autora:
Nie spodziewajcie się, że moje odcinki będą dłuższe niż trzy strony..
Znowu mam jakiś zastój i kompletnie nie wiem co się ze mną dzieje.
Nie potrafię napisać czegoś sensownego, tylko wychodzi mi takie coś.
Ledwo jest mi znaleźć wolny czas na napisanie w spokoju odcinka. Nauka, nauka i jeszcze raz nauka.
Nie przypuszczałam, że już od samego początku będzie tak ciężko.
No nic,  myślę nad szybkim zakończeniem tego bloga, bo mam kilka nowych pomysłów ( zapewne skończą się niewypałami) .
Do następnego. x

Rozdział 7.

 Hiszpania dzisiejszego dnia nie wyglądała zbyt pięknie. Granatowe chmury już od samego rana zakrywały błękitne niebo i słońce.
W taką pogodę cholernie nie chciało mi się wstawać, a co gorsze do pracy.
Tito na pewno zrobi graczom dzisiaj wysiłek na boisku, bowiem nie ma zbytnio wielkiego upału. Ostatnim razem musieli przerywać zajęcia lub udawać się na zadaszoną halę treningową, gdyż plusowe temperatury były dość wysokie i przez nie, zdrowie piłkarzy było dość narażone na jakiekolwiek zawroty, omdlenia czy nawet choroby skóry.
Niechętnie wstałam i wykonałam poranną toaletę. Miałam dosłownie 30 minut na przygotowanie się, co jeszcze bardziej mnie denerwowało. Nie wiem, dlaczego w taką pogodę nie mam kompletnie do niczego chęci.
Ze sprzętem zapakowanym w torbę ruszyłam prosto pod mój samochód i przecierając lekko oczy, odjechałam pod miejsce treningowe.
Piłkarze także zjeżdżali się już pod boisko i przebierali się, by móc zacząć zajęcia.
Trenerzy od kilkunastu minut krążyli po murawie i rozstawiali różne sprzęty, potrzebne do dzisiejszego spotkania.
Ja przywitałam się tylko ze wszystkimi głośnym "cześć" i powędrowałam do zadaszonego budynku, gdzie zwykle przed rozpoczęciem treningu przebywał sztab fotografów.
Wspominałam już, że nie przepadałam za tymi ludźmi?
Ciągle wytykali mnie palcem i byli ogromnie zdenerwowani za to, że to ze mną muszą rywalizować o pełne godziny pracy.
Zajęłam swoje miejsce na ogromnym czarnym fotelu i podładowałam akumulatory, by nie padły mi w połowie spotkania.
Po 11 czekała mnie kolejna konferencja prasowa z udziałem mojego ojca i praktycznie całe południe miałam zajęte.

***

-Zacząłeś już rywalizację?- Alba puścił mi oko.
- Nie. Czekam na odpowiedni moment.- Odpowiedziałem całkiem poważnie.
Na moje słowa zaśmiał się tylko głośno i zdjął klubową koszulkę.
Cóż może i nie nadawałem się do takiego typu zakładów. Założyliśmy się o zaciągnięcie córki Vilanovy do łóżka, a ja nie jestem w tym dobry. Jeśli mam zakładać się o dziewczynę, to chcę poderwać ją tak, by w przyszłości została moją drugą połówką. Nie lubiłem ranić kobiet już po pierwszym stosunku, co było dość normalne u Jordiego, dlatego doskonale wiedziałem, że jestem daleko w tyle, on pewnie wykombinuje coś, by już na urodzinach Songa zaciągnąć ją do łóżka.
W pewnym sensie zacząłem żałować, że bez wahania zgodziłem się przyjąć jego propozycję. Stracę jeden z moich lepszych samochodów, i pewnie dostanę wielkiego minusa od trenera i Luci, kiedy dowiedzą się o tym całym zajściu, a dowiedzą się na pewno, bo w klubie mamy wiele 'plotkarskich panieniek', które wiedzą wszystko i zapewne ta wiadomość o zakładzie już rozniosła się po całej drużynie. Słyszałem jak Alba chwalił się już niektórym, że niedługo Luciana będzie tylko i wyłącznie jego.
Przetarłem dłonią czoło i pobiegłem w stronę tunelu, by móc wziąć prysznic, przebrać się i wyjść na miasto.
Po mojej głowie ciągle chodziła myśl o córce naszego trenera i o tym, że postępuję źle. Kiedy ostatni raz widziałem Jordiego przed wyjściem, chciałem już się wycofać, bowiem martwię się trochę o konsekwencje, które wypłyną kilka dni po tym, jak dziewczyna dowie się, że to był tylko i wyłącznie zakład, nic więcej. Każdy wie, że Hiszpan chce tylko ją przelecieć. Gdyby mu zależało zachował by się poważniej i nie wciągałby mnie w tą całą gierkę. Nie chciałem odpowiadać za ten czyn, bowiem  obrońca zapewne zgoni zaraz wszystko na mnie, że to ja to zaplanowałem i to ja, jako pierwszy rzuciłem pomysł z zakładem. Nie miałem świadków, by zaprzeczyć jego słowom, co jeszcze bardziej mnie zbijało z tropu.
Mimo wszystko postanowiłem zachować zimną krew i dążyć dalej do mojego celu. Nie mogłem pokazać koledze, że jestem mazgajem.
Bez ryzyka nie ma zabawy.

***

Z obiektu treningowego Busquets i Pique zabrali mnie na miasto, by móc się nieco zrelaksować przed jutrzejszym meczem.  Zdziwił mnie fakt, że Sergio chciał przebywać na świeżym powietrzu, bowiem nasza ostatnia przejażdżka po Barcelonie niezbyt mu się podobała i co kilka minut mnie poganiał.
Geri jednak uwielbiał taką pogodę i to go pewnie skłoniło na kilka godzin w parku.
Powędrowaliśmy tam nucąc jakieś znane melodie, by rozchmurzyć trochę tą nieco szarą atmosferę.
Mnie oczywiście nie podobał się ten pomysł, więc dołączyłam się do Busiego, który powolnym krokiem pląsał się za Pique, ogółem oboje byliśmy zniechęceni, ale Geri jak to Geri, zaraz byłby foch z przytupem i zaczęłyby się zaraz jego filozoficzne monologi na temat, że nie jesteśmy jego prawdziwi przyjaciółmi, czy też nie chcemy potowarzyszyć mu wtedy, kiedy potrzebuje naszego wsparcia. Zawsze coś wymyśli.
Usiedliśmy na drewnianej ławeczce z oparciem i przez jakiś czas głucho wpatrywaliśmy się w jakiś swój upatrzony punkt.
Nie wiem, dlaczego Hiszpan zdecydował się akurat przyjść tutaj, mógł wybrać przytulną kawiarenkę, czy po prostu swój/ mój/ Busiego dom. Nie rozumiałam go. Ostatnio zrobił się jakiś dziwny. Ciężko było do niego dotrzeć, tak jakby spoważniał! Przyjaciele z klubu również to dostrzegli.
- Coś się stało?- Spytałam cicho, spoglądając w stronę wielkoluda.
- Oj, nie. Wręcz przeciwnie.- Na jego twarzy zagościł lekki uśmiech.
Nie lubię kiedy ktoś owija w bawełnę, miałam ochotę go zakatrupić, kiedy wahał się nas o czymś powiadomić, dlatego też przycisnęliśmy go z Busquetsem tak, że już po pięciu minutach z lekkim zawahaniem podzielił się z nami tą jakże szokująco- wspaniałą wiadomością.
- Będę ojcem! Shak jest w ciąży! Niesamowicie, prawda?!- Wykrzyczał praktycznie na cały park.
Kilka razy wykrzyczałam z radości słowo 'gratuluję' i mocno przytuliłam do siebie przyjaciela.
Poczułam się tak, jakbym to ja miała być tym ojcem! Ciekawe jaka była jego reakcja, kiedy blondynka go o tym poinformowała. Pewnie zemdlał, bo jeszcze teraz ma oznaki padaczki, kiedy o tym mówi.
Sergio poklepał go znacząco po plecach i jak to faceci, zaczęli żartować z rzeczy intymnych, w tym momencie zrobiło mi się wstyd, że z nimi przebywam, i że ja, jak i również inni ludzie muszą słuchać ich nadętych słówek. A pomyśleć, że jeszcze kilka minut temu trudno było go rozbawić.
Miewa różne humorki jak kobieta w ciąży. Czekaj, czekaj... To on? Nie, nie, nie! Mówił, że Shak..
- Wybraliście już imię?! Mogę być chrzestną?!- Spytałam po chwili, by móc zapomnieć o tym, o czym dosłownie kilka sekund wcześniej myślałam.
- Nie. Nie znamy jeszcze płci, jest zbyt wcześnie, no a matką chrzestną oczywiście, że możesz! Myślisz, że kto inny będzie kupował mojemu dziecku prezenty?- Zaśmiali się obaj, za co oberwali po głowie.
- Zadowoli się złotą wanienką wysadzaną diamentami, którą dostanie na chrzciny? - Spytałam, oczywiście dla żartów.
Gerard tak wybuchł śmiechem, że musiałam się odsunąć. Jego przeraźliwe za przeproszeniem pianie sprawiło, że moje uszy straciły przytomność.

Przez dłuższą ilość czasu rozmawialiśmy jeszcze na temat dziecka i jutrzejszego spotkania, które całe szczęście gramy u siebie.
Padłabym chyba, gdybym musiała jechać do jakiegoś odległego Hiszpańskiego miasteczka autokarem.
- Zimno mi.- Zaszczękałam zębami, kiedy zerwał się silny wiatr.
W tym momencie poczułam jak ktoś zakłada na moje plecy ciepłą, szarą bluzę.
- Bartra! Siema!- Rzucił przyjaźnie Gerard, podając dłoń koledze.

***
Od Autora:
Czas najwyższy, żeby dodać posta.
Już dawno coś pisałam, a ten oto odcinek dzisiaj, świeżo napisany właśnie przed chwilą, tylko początek nabazgrałam na religii, bo miałam nudy XD
Odczuwam brak weny i krótkie odcinki. Nie lubię takich dni ;<
Do następnego ;**  

Rozdział 6

 Po skończonym treningu  usiadłem na murawie, by móc trochę odetchnąć.
Tito powrócił do nas po krótkiej chwili, by ocenić naszą pracę i powołać piłkarzy na mecz z Valencią.
Przetarłem rękawem moje mokre czoło i ciężko westchnąłem, spoglądając na zadowolone twarze piłkarzy, którzy wyjadą jutro do Valencii z pewną przepustką na mecz. Ja niestety nie mogłem być w stu procentach pewny, że wyjdę w pierwszej jedenastce lub znajdę się chociażby na ławce rezerwowych.
W przedsezonowych meczach dawałem z siebie wszystko i walczyłem o pierwszy skład. Trener za każdym razem mówił mi, że jestem w formie i często będzie na mnie stawiał, lecz jak widać tego nie robi.
Po raz drugi z rzędu byłem poza kadrą. Z tęgą miną podsunąłem kolana pod brodę i spojrzałem na Albę, który niezmiernie cieszył się z pełnych występów. Kolejny raz został powołany do wyjściowej jedenastki. Chciałbym być na jego miejscu i poczuć ten smak radości. Mam nadzieję, że w końcu moje marzenia się spełnią. Jestem wychowankiem tego klubu, a wychowankowie często dostają szansę na grę w pierwszym składzie, jak na przykład Busquets czy Puyol.
Jeszcze raz ukradkiem spojrzałem w stronę zadowolonych zawodników, którzy już zmierzali w stronę szatni. Obok mnie pozostała trójka, która również jest poza burtą tak samo jak i ja.
Spojrzeliśmy na siebie ze smutkiem, po czym jednocześnie wstaliśmy i skierowaliśmy się w stronę  chłopaków.
 Jordi poczekał na mnie. Chyba chciał mi coś przekazać. Miałem nadzieję, że nie chodziło tutaj o mecz, w którym nie wystąpię, bo chyba bym ze złości porwał moją pomarańczową bluzę, którą miałem zarzuconą na ramiona.
- Widzisz ją?- Wskazał palcem na wysoką brunetkę, trzymającą w ręku wielki aparat.
Uśmiechnąłem się pod nosem. Była ładna, miała długie, pięknie wyrzeźbione nogi i lekko falowane kasztanowe kosmyki włosów, które jak kaskady opadały na jej ramiona.
Przytaknęłam na jego słowa.
- Założymy się o to, który ją pierwszy zdobędzie?- Posłał mi zawadiacki uśmiech.
- Przestań, Alba. Naprawdę nie mam humoru do tego, by zakładać się o jakąś dziewczynę.- Westchnąłem ciężko i poklepałem go na pożegnanie po ramieniu.
- Ej, ale to nie jest 'jakaś' dziewczyna. Naprawdę nie chciałbyś z nią spędzić miłej nocy?- Puścił mi oko.
- Na razie, Jordi.- Nie zareagowałem na jego słowa i skierowałem się tunelem do szatni.
Mam zbyt wiele zmartwień na głowie, by zakładać się o to, "który pierwszy przeleci dziewczynę".
Poza tym doskonale wiedziałem, że i tak przegram z Albą. Wiele razy bawiłem się te głupie zabawy i ciągle przegrywałem, tym razem nie chciałem znowu popełnić gafy, bowiem wszyscy myśleliby, że jestem cieniasem, który nawet nie potrafi zagadać do dziewczyny.
 Wziąłem prysznic i przebrałem się w szarą koszulkę i ciemne spodenki.  Za jakieś piętnaście minut miałem lunch razem z drużyną, więc miałem trochę wolnego czasu, by móc porozmawiać z Vilanovą o moich dalszych występach.
Rozumiałem, że są jeszcze lepsi ode mnie, a ja dopiero oswajam się z grą w Fc Barcelonie, ale chciałem w końcu pojawić się na murawie od pierwszej minuty. Mimo wszystko trener był nieugięty. Powiedział, że jest to definitywnie za wcześnie i w kadrze pojawię się za jakieś 2-3 mecze i to na ławce rezerwowych. Świetnie, po prostu świetnie. Fajnie wiedzieć, że praktycznie przez miesiąc będę musiał oglądać poczynania swojej drużyny z trybun, lub na mojej plazmie.
Zagubiony udałem się do sali, gdzie mieliśmy lunch. Jak pech wolne miejsce było tylko obok Jordiego. Pewnie znowu zacznie temat o córce naszego trenera.
- Namyśliłeś się w końcu?- Aż już miałem wybuchnąć, kiedy rzucił pytanie.
Nie odpowiedziałem mu.
Zastanawiałem się przez chwilę nad odpowiedzią. W sumie mógłbym zawalczyć. Znam się z nią trochę, więc lepszy kontakt załapalibyśmy dość szybko, poza tym ten zakład mógłby wnieść trochę kolorów w moje życie, które jak widać jak na razie jest szare. Nowa znajomość i bliższe kontakty sprawiłyby, że znacznie poczułbym się lepiej.
- Jasne. O co się zakładamy?- Rzuciłem po chwili namysłu.
- Samochód? Gdy ty wygrasz bierzesz moje audi r8, jeśli przegrasz w moje ręce trafia twój lancer.- Uśmiechnął się znacząco.
- Stoi.- Podałem mu rękę, by móc 'zaklepać' jego słowa, po czym  oboje spojrzeliśmy się na lewo, gdzie przechodziła właśnie ta dziewczyna, o którą padł zakład.
 Przyznam, że samochód to dość cenna rzecz jak na tą zabawę, ale co mi tam. W garażu stoi jeszcze murcielago, które zakupiłem całkiem niedawno i mitsubishi wprawdzie nie jest mi już potrzebne.
Po lunchu udaliśmy się do własnych mieszkań, by móc zregenerować siły na wieczorny trening.
Dalej byłem w nieco kiepskim nastroju, więc za namową moich przyjaciół udałem się z nimi na miasto, by móc nieco uspokoić swoje nerwy i choć na chwilę zapomnieć o fakcie, że znowu nie dostałem się do kadry.

~*** ~

- Masz czas?- Podbiegłem pod brunetkę, która była zajęta przeglądaniem treningowych zdjęć.
- Nie za bardzo. Muszę opublikować fotki.- Pomachała mi aparatem przed twarzą.- Ale jeśli skończę, to możemy wybrać się na jakąś kawę.- Uśmiechnęła się.
- 13 pod Mira Blau?- Zaproponował.
- Może być.- Puściłam mu oko i powróciłam do wybierania najlepszych fotografii.

Wróciłam do domu po 12, więc miałam niecałe pół godziny na przygotowanie się do wyjścia. Kilkanaście minut zajmie mi sama podróż pod kawiarenkę, a nie chciałam się spóźnić.
Wzięłam szybki prysznic, po czym nałożyłam na siebie zwiewną kremową sukienkę w kwiatki, na nogi naciągnęłam brązowe rzymianki, a włosy upięłam w lekki kok.
Akurat wyrobiłam się na czas. Wpadliśmy na siebie przypadkiem, kiedy oboje myśleliśmy, że jesteśmy spóźnieni. Aż wybuchnęliśmy śmiechem, zauważając że przez brak wyczucia czasu z początku nie dostrzegliśmy w oddali znajomych nam sylwetek.
Po chwili żartów udaliśmy się żwirową ścieżką do przecudniej kawiarenki, która leżała na stoku wzgórza Tibidabo. Wyżej położony jest park rozrywki, więc zapewne później się na niego wybierzemy.
Ostatnio do gustu przypadły nam chwile spędzane w parkach i na polanach.
- Co bierzemy?- Spytał, przeglądając menu.
- Ja jestem miłośniczką latte, więc sobie zamówię.- Wyciągnęłam portfel i skierowałam się w stronę lady.
- Przestań! Ja płacę.- Brunet złapał mnie za ramię, bym powróciła na swoje miejsce.
- Ibi, przecież mogę zapłacić za siebie.- Uparcie stałam na swoim, ale z nim nie dało się droczyć.
Sam udał się w stronę sprzedawczyni i poprosił o dwie kawy latte.
Po minucie powrócił w pełni zadowolony, powiadamiając mnie, że napoje będą gotowe za około pięć minut.
Rozmawialiśmy o różnych tematach, co chwilę wybuchając śmiechem.
Z każdą minutą czułam się śmielej w jego towarzystwie. Oboje żartowaliśmy dosłownie ze wszystkiego. Znikła ta bariera, która uniemożliwiała nam normalny kontakt.
Kilka razy przypomniałam sobie o naszym ostatnim spotkaniu i jednej z poważniejszych rozmów na polanie.
Poczułam, że mogę zwierzyć się mu dosłownie ze wszystkiego, a on cierpliwie wysłucha mnie i podsunie kilka swoich rad, które okażą się strzałem w dziesiątkę.
W kawiarence z każdą minutą przybywało coraz więcej ludzi, więc postanowiliśmy  wyjść do parku, który zapewne o tej porze jest pusty. Zwykle najwięcej ludzi przebywa tam w weekendy.
Z uśmiechem na ustach i w przyjemniej atmosferze ruszyliśmy wąską alejką w stronę zielonej polany.
Przeczuwałam, że spędzimy tam niesamowite chwile tylko we dwoje jak ostatnio.

***
Od Autora:

Ostatni wakacyjny odcinek ;< Obiecałam dodać coś w weekend, także jest coś świeżego.
Może i nie jest zbyt długi i wysokich lotów, ale pisało mi się go całkiem nieźle.
Możecie mieć lekki problem z narratorem w pierwszej części rozdziału, ale wkrótce wszystko wyjdzie na jaw :D
Ogółem nie wiem czy dobrze dobrałam wątek tego opowiadania, ale Kaśka jak zwykle coś musi namieszać.. xD
PS. Szkoda, że Ibi odszedł na wypożyczenie do Schalke 04, chociaż w sumie będzie miał szansę na stałą grę i dalsze rozwijanie swojego talentu, czego z całego serca mu życzę!
Nie wiem kiedy pojawi się kolejny odcinek, bo zaczyna się nowa szkoła i nie wiem czy mam się szykować na nawał nauki xd
Do następnego! <3




Rozdział 5 ' Fajnie, każdy myślał, że Elena jest naszym dzieckiem (...)'

 Kolejnego dnia wybrałam się na samotną wycieczkę po mieście, by zrobić jeszcze więcej zdjęć do mojej kolekcji. Oczywiście nie tylko z tego powodu wolałam wyjść na zewnątrz. Wczorajsza impreza jak przypuszczałam nie należała do skromnych i muszę się przyznać, że wypiłam odrobinę za dużo, ale to wszystko było przez Gerarda i Busquetsa, którzy wlewali we mnie alkohol przez dosłownie pół nocy. Całe szczęście, że dzisiaj miałam wolne. Chłopcy mieli jeden trening i to zamknięty, więc sztab fotografów również został niedopuszczony na murawę, co za ulga, bo chyba bym nie przetrwała.
 Do domu wróciłam wieczorem. Zgrałam wszystkie zdjęcia na laptopa i próbowałam zająć się ich przeróbką, ale zdecydowanie mi to dzisiaj nie wychodziło. Musiałam być bardzo skupiona, by nie zepsuć fotografii, a to było dla mnie zbyt trudnym wyzwaniem w tym momencie, bowiem moja głowa przeżywała nie byle jakie katusze. Wypiłam już dzisiaj chyba ze dwie butelki pepsi, która w znacznym stopniu miała mi pomóc w leczeniu kaca, jednak doktor Pique pomylił się co do tego.
Spędziłam ponad godzinę w mieszkaniu i nie mogłam wysiedzieć dłużej, chyba nie było to spowodowane tym, że lubuję przebywać na zewnątrz wraz z naturą, ale moim stanem. Dostawałam padaczki, siedząc w jednym miejscu i coraz to bardziej pogrążając się w bólu głowy i zasuszonej jamie ustnej.
Jak najszybciej chwyciłam kluczyki od mojego BMW i butelkę z wodą mineralną. Upijając jej zawartość, zamknęłam mieszkanie i ruszyłam pojazdem do rodzinnego domu.
Wspominałam ostatnio, że mała nie jest jeszcze do mnie przyzwyczajona i chcę ją do siebie przekonać. To jest odpowiedni moment, by to zrobić.
Kilka metrów od mojego domu zauważyłam pałętającego się bez celu, osowiałego Ibrahima. Widziałam to po jego tępym, śpiącym wzroku, wczoraj również ostro zabalował, ciekawe jak poszedł mu trening.
Przystanęłam, by pogadać z nim chwilę, ale ten wsiadł do samochodu i kazał mi gdzieś jechać, byle gdzie.
Jęczał, że cholernie szumi mu w głowie i nie może nawet iść.
No to nieźle się wczoraj bawił, jeszcze dzisiaj do końca nie był trzeźwy.
Postanowiłam zabrać jego i Elenę do Parku Güell - ogród z elementami architektonicznymi.
Już od dawna to miejsce kupiło moje serce. 86 kolumn o wzorach antycznych, przecudowne tarasy, wysepki, skąd doskonale widać centrum parku, wprost idealne miejsce!
Oczywiście musiałam wziąć ze sobą aparat. Na wszystkich wycieczkach towarzyszy ze mną nawet i najnormalniejsza cyfrówka, która pomaga mi zrobić ciekawe, pamiątkowe zdjęcia.
Tym razem nie powinnam skupiać się na fotografowaniu, lecz na spędzeniu czasu wraz z młodszą siostrą, ale dziś mogłam sobie odpuścić, bowiem towarzyszył nam Holender i znowu nie będę w pełni poświęcała się siostrze, tak jak to było w zoo.
 Kiedy wszedł za mną do domu, poczułam na sobie przeszywający wzrok mojego taty. Czyżby mu nie pasowało, że utrzymuję dobry kontakt z Afellayem? Nie będę się tym przejmować.
Jestem już dorosła i to nie on decyduje o moim życiu, chyba że dalej mu chodzi o przedwczorajszą sprawę..
Mama przygotowała małą do wyjścia, więc nie musiałam długo spędzać czasu w napiętej atmosferze, jaka od dłuższej chwili panowała w korytarzu.
Pomachałam na pożegnanie rodzicielce, po czym we trójkę skierowaliśmy do mojego samochodu.
Ponad 10 minut zajęła nam droga pod wyznaczone miejsce, dodatkowo pięć na zaparkowanie auta, bowiem parking cały był zajęty i musiałam stanąć na kolejnym, oddalonym o kilkadziesiąt metrów od wejścia do parku.
- Nie byłem tutaj nawet.- Westchnął zdziwiony Ibi, uważnie przyglądając się wysokim wieżom, umieszczonym tuż przy wejściowej bramie.
- Mamy dużo czasu, oprowadzę Cię wszędzie!- Zaśmiałam się na widok zniesmaczonej miny Ibrahima i wzięłam małą na ręce, bo zrobiła się markotna.
Jeszcze mi brakowało jej płaczu..
Ludzie patrzyli się na nas, jak na jakichś idiotów. Nie posiadałam jeszcze własnego dziecka i nie miałam siły do tego, by uciszyć brunetkę. Od samego początku wiedziałam, że nie będę dobrą matką. Nie umiałam sobie nawet poradzić z płaczącą Eleną. Całe szczęście, że brzy boku miałam Ibrahima, który już po kilku minutach zdołał rozbawić małą do śmiechu.
- To jest nie fair! Ja uspokajam ją ponad pół godziny, a ty już po kilku minutach dajesz sobie z nią radę. Niesamowity jesteś!- Zaśmiałam się.
- Taki już jestem.- Uśmiechnął się cwaniacko i trzymając Elenę na rękach skierował się w alejkę, prowadzącą do sali kolumnowej.
Było mi trochę smutno, bo mała zdecydowanie wolała uściski Holendra niż moje, ale ich słodki widok koił mnie. Wyciągnęłam aparat i jak najszybciej zrobiłam im kilka zdjęć z zaskoczenia.
Afellay chciał mnie za nie zabić, ale niestety nie mógł tego zrobić, powstrzymywała go w tym moja siostra, która właśnie otworzyła swoje oczy, z niedowierzaniem wpatrując się na nasze twarze.
Nie była do końca oswojona naszą obecnością, ale po kilkunastu minutach na pewno się to zmieni.

Koło 20 brunetka była już śpiąca, więc postanowiliśmy wrócić do mieszkania rodziców.
Tym razem Ibi pozostał w samochodzie, by znowu nie wywołać ataku serca u Tito.
Oddałam Elenę w najlepsze ręce i pożegnawszy się ze wszystkimi całusem, opuściłam dom, by ruszyć w dalszą podróż po Barcelonie z Ibrahimem.
Tym razem udaliśmy się na pobliską polanę. Oboje byliśmy wykończeni po wczorajszej zabawie, a zatłoczony park i płacz małej jeszcze gorzej na nas wpłyną.
Zielone łąki koiły swoim kolorem i świeżym, czystym powietrzem.
Okręciłam się kilka razy wokół własnej osi i ciężko westchnęłam, opadając na miękką trawę.
Przy mym boku pojawił się brązowooki, który również zaczął czuć się nieco lepiej w tym miejscu.
Położył się na plecach i wpatrywał się w granatowe niebo, które oświecane było przez miliony drobnych gwiazd i wielki księżyc.
Głośno wypuścił zalegające w płucach powietrze i ukradkiem spojrzał na mnie.
- Jak sytuacja w klubie?- Spytałam, stwierdzając brak uśmiechu na jego twarzy.
- Nie wiem. Ja po prostu zostałem odizolowany od tego wszystkiego. Pomiatają mną. Raz mam rozmowy z Interem, raz z Arsenalem, Liverpoolem, potem okazuje się, że Barcelona nie chce mnie sprzedawać, chce dać mi szansę, a wypadam ze składu na mecze. To jest naprawdę żenujące.- Przewrócił się na lewy bok, by móc utrzymać ze mną wzrokowy kontakt.
- Jeśli chodzi o to całe zajście z Tito to chciałam Cię przeprosić. Nie powinnam nic Ci obiecywać, ale to były wstępne przemyślenia ojca i myślałam, że tak pozostanie, a tą wiadomością Cię ucieszę..- Przymknęłam powieki, mi również było trudno.
Uśmiechnął się nieśmiało i odrzekł, że nie muszę go przepraszać.
Tym czynem sprawił, że na mej twarzy również pojawił się lekki uśmiech.
- Będzie, co będzie. Mamy jeszcze kilka dni okienka transferowego, w najbliższych godzinach okaże się co dalej.- Puścił mi oko.
Przytaknęłam mu i powróciłam do mojej dawniejszej pozycji, by znów móc zatopić się przecudnym widoku iskrzących się gwiazd.
- Jak Ci się podobał dzisiejszy wypad?- Spytałam po kilku minutach niezręcznej ciszy.
- Fajnie, każdy myślał, że Elena jest naszym dzieckiem, a my jesteśmy małżeństwem, nie umiejącym poradzić sobie z małą, która płakała przez dłuższą ilość czasu.. Ale to chyba jasne, że było niesamowicie.
Zaśmiałam się i posłałam mu przelotne spojrzenie.
- Dzięki, Luci. Gdyby nie ty, pewnie dalej trułbym się widokiem czterech ścian w moim mieszkaniu.- Przysunął się bliżej, by móc odgarnąć do tyłu kosmyk moich falowanych włosów, który zakrywał mi twarz.


***
Od Autora: 

Jakiś krótki ten odcinek..
Jak zwykle miało pojawić się coś innego w tym rozdziale, ale tak pomyślałam sobie, że jeszcze się powstrzymam ;D
Już niedługo, a nawet może w kolejnym odcinku zacznie być nieco ciekawiej (mam nadzieję, że wyjdzie mi zaplanowana historia, bo jak nie to się uduszę!).
Mam nadzieję, że choć trochę się podobało.
Do następnego! xx

Rozdział 4. Nie wolno wierzyć Gerad'owi.

 Ostatnio ostro wzięłam się do pracy. Mieszkanie było już praktycznie wykończone. Zawieszałam tylko firanki i zasłony, rozstawiałam doniczki z kwiatami i wieszałam niewielkie widoki w salonie i sypialniach.
Od wczoraj również pracuję w klubie. Szef kadry fotograficznej bardzo mnie polubił i nie słuchał skarg ojca, z którym często z nim o mnie rozmawiał. Nie rozumiałam, dlaczego jest na mnie aż tak wściekły za to, że powiadomiłam Ibrahima o jego dalszej karierze w Barcelonie. Tato już dawno postanowił, że nie zamierza go sprzedawać, a nie powiadomił o tym Holendra, widząc jego załamanie powiedziałam mu o tym, chciałam by już nie przeżywał tego przeklętego okienka transferowego, i chyba dobrze zrobiłam.

Przestałam zadręczać się tą sprawą. To Tito przesadził, nie ja. Za bardzo jest pochłonięty pracą i obawia się, że nie da rady poprowadzić drużyny w taki sposób, by zdobyła jak najwięcej pucharów w tym sezonie.
Według mnie nie powinien się zamartwiać. Chłopcy bardzo dobrze wiedzą, co muszą zrobić, by osiągnąć sukces, a on spędził wiele czasu na murawie z Guardiolą i doskonale wie co robić.
Poza tym, powinien wprowadzić swoje zasady, to ożywiłoby nieco klub.
Oczywiście nie będę mu o tym wspominać, bowiem zaraz pewnie znowu zacznie się nade mną wytrząsać jak  kilka dni temu.
- Imprezujemy dzisiaj?- Gerard krzyknął na cały głos.
Aż wzdrygnęłam się ze strachu. Byłam w trakcie przeglądania zdjęć z treningu wraz z Pedro, Busquetsem, Albą i Afellayem, a ten tu tak wydziera swoją paszczę.
- No jasne!- Sergio podniósł się z murawy.
Obmierzyłam ich wzrokiem i ciężko westchnęłam:
- Czy wy nie możecie wytrzymać choć jednego dnia bez balowania? Ojciec znowu będzie zdenerwowany na treningu.
Moje słowa skwitowali tylko gromkim śmiechem.
Jak sobie chcą, ja na pewno nie będę ich usprawiedliwiać, kiedy znowu przyjdą skacowani na murawę.
- Po pierwsze nie balujemy codziennie, po drugie to będzie tylko lekka imprezka.- Odezwał się Pique.
- Tak, tak. Ja już znam te wasze 'lekkie imprezki'.- Wypuściłam zalegające powietrze z płuc i wstałam, wyłączając lustrzankę.
- Za jakąś godzinę powinnam opublikować zdjęcia na oficjalnej stronie.- Podałam rękę na pożegnanie mojej nowej koleżance ze sztabu i opuściłam Ciutat Esportiva.

 Fotografowanie od małego było moją pasją. W rodzinnym domu gdzieś na strychu są zakopane moje stare aparaty, którymi bawiłam się w wieku 5 lat. Mama ciągle wspomina mi jak bardzo uwielbiałam chodzić na przejażdżki po Barcelonie i robić zdjęcia przypadkowym obiektom. Mam nawet specjalny album z tymi fotografiami. Nie należały do idealnych, ale jak na  ten wiek muszę przyznać, że byłam naprawdę dobra. Szkoda tylko, że nie pamiętam tych chwil jak cieszyłam się z robienia zdjęć, mając tylko pięć lat.
 Fotografie z treningu udało mi się wstawić już po 30 minutach. Ciągle śmiałam się z niektórych obrazków, gdzie piłkarze robili zabawne miny. Cholernie brakowało mi tego widoku i ciągle jestem podekscytowana faktem, że mogę z nimi współpracować i spełniać swoje marzenia.
Upiłam łyk mrożonej wody mineralnej i wyłączyłam laptop. Za kilkanaście minut rozpoczynała się konferencja prasowa, na której musiałam być. Tym razem piłkarzem, biorącym w niej udział był David Villa, który w końcu po długiej przerwie w grze dostał zielone światło. 
Miał opowiadać o długotrwałym leczeniu swojej kontuzji i niemiłosiernie dłużącym się powrocie na Camp Nou.
Lubiłam uczestniczyć w takich spotkaniach. Multum zdjęć oraz wiele pozytywnych opinii na temat gry Blaugrany zawsze cieszy człowieka.
Postawiłam pustą, plastikową butelkę na biurku i chwytając torbę z moimi sprzętami, ruszyłam do czarnego BMW. Nie chciałam być spóźniona.
 
- Mam nadzieję, że będziesz nas często odwiedzać.- W moim pokoju pojawiła się mama.
Byłam zajęta pakowaniem  drobnostek, które chciałam przewieźć do swojego nowego domu.
- No pewnie! Chcę również spędzać więcej czasu z Eleną, bo mam wrażenie, że wydaję się być dla niej obcą osobą, a przecież jestem jej siostrą.- Westchnęłam, zasuwając kremową torbę.
Brunetka przytaknęła tylko i podała mi czarny bagaż, gdzie miałam włożyć pozostałe rzeczy.
 Musiałam wyjechać na jakieś wakacje z rodzicami. Nie widziałam się z nimi przez całe cztery lata! Wyjątkami były tylko święta, kiedy pojawiałam się w Barcelonie  raptem na dwa dni. Wtedy też nie mogłam nacieszyć się pobytem u rodziców, bo zawsze zjeżdżała się masa ludzi ze strony mamy jak i taty, których ja nawet nie znałam. Było mi ciężko, ale wszyscy wiedzieli, że przecież tu wrócę i będę miała wiele czasu, by spędzić go tylko z moimi najbliższymi.

 Wieczór spędziłam sortując i układając wszystkie ciuchy i kosmetyki ze starego domu. Musiałam w końcu jakoś to uporządkować, by mieć to głowy. Teraz musiałam zająć się tylko i wyłącznie pracą. Pieniędzy potrzebowałam, bo wisiałam niezłą sumkę ojcowi za pomoc przy mieszkaniu, oraz sama nie miałam zbytnio kasy, by zrobić jakieś większe zakupy. Byłam po prostu spłukana. Dom bardzo wiele mnie kosztował, ale za to mam swój własny kąt, gdzie nikt nie będzie mi rozkazywał co mam robić. Polecenia wydaję tylko ja!
Zaszyłam się w sypialni, by móc pościelić łóżko, ale właśnie w tym momencie ktoś bez pukania wdarł się do salonu.
Stanęłam na schodku, by móc zobaczyć kto to, ale to było jasne i oczywiste, że Busquets.
- Trudno Ci było zadzwonić dzwonkiem?- Spytałam, schodząc na parter.
- Wybacz, ale nie dostrzegłem niczego takiego obok drzwi.- Uśmiechnął się.- Tak w ogóle to teraz masz mieszkanie większe od mojego! To nie fair.- Wstał, by rozejrzeć się wkoło.
Zaśmiałam się pod nosem i powędrowałam za nim, by móc go nieco oprowadzić po moim "skromnym" mieszkanku.
- Mogę się wprowadzić?- Spytał, śmiejąc się.
Walnęłam go lekko w ramię, po czym zaczęłam tego żałować.
Odwrócił się na pięcie i chwycił mnie prawą dłonią za nadgarstek, a lewą zaczął mnie łaskotać. Próbowałam mu się wyrwać, ale opuściłam się na siłowni ostatnio i moje mięśnie skapitulowały, nie miałam siły na to, by wyrwać się z jego uścisku.
- Puść mnie, bo już nigdy nie zagoszczę na waszych imprezach!- Syknęłam, dławiąc się śmiechem.
- Nigdy?- Spytał, wytrzeszczając oczy.
- Nigdy.- Puściłam mu oko, a ten mimowolnie puścił mój nadgarstek.
- To jeżeli puściłem twoją rękę, to zagościsz?- Spytał, uśmiechając się przy tym zawadiacko.
- A mam inne wyjście? Chyba ktoś musi udzielać wam pierwszej pomocy przy skapitulowaniu pod stołem.
- No i pięknie! Idziemy!- Ukazał mi szereg swoich białych zębów i zarzucił mnie sobie na plecy.
Zaczęłam krzyczeć na cały głos, żeby postawił mnie na podłodze, bo muszę się przebrać, ale ten oczywiście nie rozumiał, i musiałam się wszystkim pokazać w jeansowych szortach, czarnej bokserce i włosach spiętych w lekki kok.
Naburmuszyłam się i nie odzywając się do Sergia, ruszyłam w kierunku kanapy, gdzie było moje miejsce. Zawsze ją okupywałam podczas domówek. 
Z głośników wydobywał się dźwięk muzyki latynoskiej uwielbianej przez zawodników, a w pomieszczeniu można było wyczuć unoszącą się w powietrzu woń alkoholu.
Zdecydowanie był to dla mnie odurzający zapach.  Nie lubiłam pić, a szczególnie wtedy, jak ktoś mnie do tego namawia.
To miała być jedna z mniejszych imprez, jednak nigdy nie wolno wierzyć Gerardowi.


*** 
Od Autora:

Nie lubię tego odcinku. Ciągle próbuję się wybić i zacząć z akcją, ale niestety nie udaje mi się.
Przysięgam, że już niedługo będą pojawiać się pierwsze, ważniejsze zarysy tego opowiadania.
Do następnego! xx