Rozdział 12.

 Esterella nie mogła opanować swoich emocji, kiedy w końcu dotarłyśmy do Barcelony.
Od razu zaczęła krzyczeć na cały głos, że chce już godziny 20:00 i zaplanowanego przez piłkarzy Dumy Katalonii ogniska. Przyznam, że czasami było mi za nią wstyd, ponieważ przechodzący obok mojego mieszkania ludzie, z niedowierzaniem patrzyli się na brunetkę i mówili coś pod nosem. Doskonale wiedziałam, że tą ich reakcję spowodował niebywały wrzask mojej przyjaciółki.
Jak najszybciej zaciągnęłam ją do domu, żeby oszczędzić innym tego widoku i dźwięku.
Tam mogłam dać jej schłodzoną colę, która złagodziłaby trochę jej pobudzenie.
Kilka godzin później musiałyśmy wyruszyć na Barcelonetę, by pomóc chłopakom w rozpaleniu ogniska i przyszykować potrzebne nam rzeczy. Po dotarciu na plażę, pierwsze co zrobiłam, to zapoznałam Esterellę z zawodnikami Barcy. Brunetka zabiłaby mnie, jeśli nie zrobiłabym tego od razu po przyjściu.
Chłopcy jak zwykle byli bardzo uprzejmi i przyjaźni, więc z radością powitali nowego gościa na dzisiejszej imprezie.
Po kilkunastominutowej pogawędce z całą ekipą, ruszyliśmy się do pracy, by wszystko zrobić na czas. A czasu było zdecydowanie za mało. Ja pomogłam Fabregasowi i Pique rozstawić cały sprzęt muzyczny, a później zajęliśmy się gromadzeniem płyt. Znalazłam dobre latynoskie kawałki, które wszystkim przypadły do gustu. Na koniec wspólnie z dziewczynami przyozdobiłyśmy bar i plażę. A równo o godzinie 22:00 zaczęliśmy nasze ognisko!


***

To był wprost idealny dzień, by zawalczyć o tą dziewczynę.  Musiałem w końcu postawić pierwszy krok, bo jeśli bym dalej tak zwlekał, to nigdy nie wygrałbym zakładu!
Z tego co słyszałem, to Marc zagadywał do niej i przekonywał ją do siebie, więc tak jakby byłem już na straconej pozycji. Mimo wszystko nie wylądowali jeszcze w łóżku, więc mieliśmy równe szanse, a ja nawet i większe. Wątpię, żeby chłopak taki jak Bartra zaciągnął córkę trenera do łóżka, całe życie miałby to na sumieniu, nawet jeśli to wszystko by się nie wydało.
Ja niestety zbyt bardzo napaliłem się na to wyzwanie i muszę zmierzać po swój cel, nawet jeśli miałbym później kłopoty w drużynie. Taka dziewczyna jak Luciana rzadko kiedy się zdarza, a ja mam ją wprost na wyciągnięcie ręki. Nie mogłem przecież zaprzepaścić takiej sytuacji!
- Alba! Chodź tu!- Usłyszałem jak ktoś mnie woła.
Uśmiechnąłem się pod nosem i podszedłem do kumpla, który miał dla mnie coś, co pomoże mi w wyrwaniu brunetki.
Wyciągnąłem rękę, by się z nim przywitać, a ten od razu wręczył mi afrodyzjak.
Podziękowałem mu, i na chwilę przystaliśmy, by sobie porozmawiać. Gdybym wrócił od razu do paczki, dostrzegliby, że coś jest nie tak.
Kilkanaście minut później, wróciłem już zadowolony do reszty. Wypiłem jedno piwo, potem drugie i trzecie, miałem sięgać już po czwarte, ale zobaczyłem obok siebie Luci, tańczącą z jakimś nieznanym mi facetem.
- Odbijamy!- Klasnąłem niemrawo w dłonie i posłałem zawadiacki uśmiech dziewczynie.
Ta tylko puściła mi oko, i wpadła prosto w moje ramiona.
Czułem już zapach zwycięstwa. Tylko kilka minut, a wygram zakład!
Tańczyliśmy do jakieś klubowej melodii, widać że ona także była już wstawiona, tak samo jak i ja.
Bawiliśmy się wprost znakomicie, ale do czasu. Po chwili ze sobą porwała ją jakaś dziewczyna, to pewnie ta Esterella, którą dzisiaj przywiozła z Tarragony.
Przekląłem pod nosem, ale nie poddawałem się. Musiałem mieć ją cały czas na oku, by w odpowiednim momencie podejść do niej i  zrobić to, co do mnie należy.
Kurczowo trzymałem saszetkę z białym proszkiem, który w jakiś sposób musiałem wsypać do napoju Luciany. Musiałem tylko obmyślić szybko plan, jak to zrobić, gdyż właśnie teraz siedziała sama na piasku, oparta o drewniany murek.
Podszedłem i usiadłem obok niej, ta tylko oparła swoją głowę na moim ramieniu i westchnęła, że kręci jej się w głowie. Od razu lampka zaświeciła mi się przed oczami i jak najszybciej zaoferowałem pomoc.
- Skoczę do bufetu po szklankę wody, poczekaj tutaj.- Powiedziałem, po czym jak strzała pobiegłem w kierunku baru. Nalałem do pustej szklanki wody mineralnej i wsypałem zawartość saszetki, energicznie mieszając słomką cały napój, by rozpuścić biały proszek. Kiedy wszystko idealnie się rozpuściło, ruszyłem w kierunku dziewczyny i wręczyłem jej ciecz, którą w szybkim tempie wypiła.
Biłem sobie brawa w myślach.
-Niedługo afrodyzjak zacznie działać, a ja wygram zakład!- Uśmiechnąłem się pod nosem i powróciłem na swoje dawne miejsce obok dziewczyny, by ta znowu mogła oprzeć swoją głowę na moim ramieniu.

Po kilku minutach wszystko zaczynało się rozkręcać na dobre! Dziewczyna kleiła się do mnie jeszcze bardziej, co oczywiście pasowało mi w stu procentach, całe szczęście, że nie ma tutaj Ibrahima. Wtedy pewnie nic by z tego nie wyszło.
Zaśmiałem się lekko pod nosem, kiedy brunetka wstała i chwyciła moją dłoń.
- Chodź!- Uśmiechnęła się znacząco i oboje pobiegliśmy, szukając ustronnego miejsca.
Tryskała ze mnie energia. Co jak co, ale teraz na serio dopiąłem swego. To był bardzo ciężki zakład, Marc miał ją już praktycznie dla siebie, a w ostatniej chwili zabrałem mu ją sprzed nosa.
Nie martwiłem się nawet co będzie, gdy piłkarze jak i trener o wszystkim się dowiedzą, bo i tak prędzej czy później to wyjdzie na jaw, musiałem żyć chwilą i faktem, że za moment córka samego Tito Vilanovy mi się odda, a ja wygram samochód i kasę Bartry!
Zatrzymaliśmy się na chwilę. Luciana wręczyła klucze od swojego mieszkania Esterelli. Jej przyjaciółka krzywo spojrzała się na mnie, a po chwili odeszła. Ona coś kombinowała, czułem to.
Po krótkiej chwili, nie zważając na nią, zamówiliśmy taksówkę do hotelu. Mogliśmy również skoczyć do mojego mieszkania, byłoby bliżej, jednak wtedy nastałaby przesłodzona atmosfera, a mi nie zależało na czymś więcej. Nie zależało mi za związku, ba nie chciałem się nawet pakować w te sprawy. Mały numerek i adios!

Wynajęliśmy apartament na ostatnim piętrze, jedynie na dzisiejszą noc. Jak najszybciej udaliśmy się do niego, zasunęliśmy drzwi i rzuciliśmy się na siebie, spragnieni miłości.
Musiałem mieć jakieś dowody na to, że wygrałem zakład. Nie wiedziałem kompletnie czego mam dokonać, aby Marc mi uwierzył. W ostatniej chwili wpadł mi pomysł, by znienacka zrobić jej kilka zdjęć i nakręcić krótki filmik. Kiedy już to wykonałem, zacząłem moją grę.

***

Od początku wiedziałam, że ten cały Alba, czy jak mu tam, ma złe zamiary wobec mojej przyjaciółki. To, w jaki sposób się na nią patrzył, jak ciągle za nią chodził.. Z początku myślałam, że to jej chłopak, bo naprawdę to tak wyglądało, ale wtedy zaczęłam rozmowę z Busquetsem, który wspominał, że spotyka się z niejakim Ibrahimem Afellayem, którego dzisiaj nie ma na tej imprezce. Zaniepokoiła mnie ta cała sytuacja, bo doskonale znałam Lucianę i wątpię w to, by leciała na dwa fronty. Postanowiłam nieco zapoznać się z całą sytuacją i zaczęłam ich śledzić. Rozumiem, że to było głupie z mojej strony, bo powinnam całować ją po rękach, za to że mnie tu zabrała, a nie patrzeć co robi po nocach. Mimo wszystko czułam się za nią bardzo odpowiedzialna!
Kiedy ujrzałam jak Jordi idzie do bufetu po wodę dla niej, a później wsypuje do szklanki jakiś biały proszek, to coś się we mnie zagotowało. Chciałam już tam pobiec i powiedzieć jej o wszystkim, ale wtedy narobiłabym sobie siary przy największych gwiazdach futbolu i mieli by ze mnie pośmiewisko przez dobrych kilka lat.
Wyciągnęłam telefon i nagrałam to wszystko. Obiecałam sobie, że nie zostawię tej sprawy. Kiedy Luci dojdzie do siebie, wszystko jej pokażę, a wtedy będziemy mogły urządzić takie piekło temu facetowi, że głowa mała.
Myślałam, że ten środek to jakiś narkotyk, ale od razu skapowałam, że chce ją uwieść i jest to najzwyklejszy pobudzający afrodyzjak, można to było wywnioskować po zachowaniu brunetki.
Po przemyśleniu całej akcji postanowiłam odpuścić. Moje niepotrzebne wtrącenia mogłyby zepsuć kilka spraw, więc dałam sobie święty spokój.
No nic, nauczy się na błędach. Nie chciałam już nic mówić. W końcu to jej życie. Jak zagra, tak będzie miała..


***

Od Autora:
Odcinek nie najwyższych lotów, ale ostatnio nic mi się nie udaje w miarę przyzwoicie. Mimo wszystko, jest!
Jak widać rozwinęłam już akcję i teraz będzie już szło ku pięknemu, a może i nie pięknemu końcowi.
Dziękuję wam, że jesteście ze mną i wspieracie mnie. Wasze słowa mnie motywują do dalszego pisania, a ja w pełni nie daję z siebie wszystkiego.. Przepraszam was za to. Postaram się poprawić, może akurat najdzie mnie jakaś wena?
PS. Przepraszam za jakiekolwiek błędy, ale nie mam już siły, by sprawdzać te wypociny.