Przez ostatnie dni nie wychodziłam nawet z domu. Wzięłam sobie wolne w klubie, oczywiście musiałam spowiadać się na dywaniku u ojca, dlaczego ostatnio się tak zachowuję i często opuszczam godziny pracy, co negatywnie może wpłynąć na moje stosunki z innymi pracownikami. Tak, jasne. Oni pewnie skaczą z radości, wiedząc że nie będzie mnie na treningach i konferencjach przez najbliższych kilka dni.
Esterella również wróciła do siebie, więc byłam zmuszona spędzać większość dnia samotnie. Dziewczyna Pedro jak i Anna- żona Iniesty przychodziły do mnie czasem, sprawdzić jak się czuję i czy nie wpadłam przez to całe zamieszanie w depresję. Fajnie, że choć one są takie przyjacielskie.
Ostatnio również Ibrahim zaczął mnie nachodzić, po kilku tygodniach cichych dni. Nie pojawił się nawet na ognisku, co szczerze mnie zdziwiło. Okazało się, że miał rodzinne problemy i musiał na kilka dni wyjechać do Utrechtu. Mimo wszystko między nami nadal można było wyczuć dystans, który oczywiście był wymuszony przeze mnie. Nie byłam do końca pewna, czy on również nie maczał swoich paluszków przy tym zakładzie.
Miałam lekkie wątpliwości co do tego, chociaż ta cała akcja pewnie rozpoczęła się z dniem, kiedy zaczął do mnie zarywać Marc, poza tym kiedy Bartra wszystko mi opowiadał, nie padły dane personalne Holendra, więc w 90% byłam pewna, że Afellay na serio mnie lubi i nie w głowie mu jakieś szaleńcze pomysły, które miałyby jedynie zniszczyć moją psychikę.
Chciałam nawiązać z nim bliższy kontakt, zwierzyć mu się ze wszystkiego, ale była bariera, która blokowała mnie przed tym. W mojej głowie ciągle siedziały jego słowa, dotyczące uczuć i bałam się, że jeśli zrobię o jeden krok za dużo, to zniszczę dobry kontakt również z nim. A tego bym chyba bardzo żałowała.
- Ubieraj się!- Usłyszałam, jak ktoś wbiega do mojego mieszkania.
Zaśmiałam się lekko, kiedy w progu do salonu stanął nie kto inny jak Geri.
- Czego znowu?- Spytałam, lekko poirytowana.
- Zabieramy Cię na kolację! I nie mów, że nie idziesz, bo i tak pójdziesz..- Wyszczerzył zęby i pociągnął mnie za rękę w kierunku mojej garderoby, a kiedy już do niej weszliśmy, otworzył wielką szafę i wybrał mi strój, który miałam założyć.
Z początku kompletnie nie wiedziałam o co mu chodzi! Bez żadnego słowa zaczął mi 'buszować' w ubraniach, a po chwili wyciągnął granatową sukienkę i czerwone buty na obcasie. Nie zajęło mu to nawet dziesięciu minut, dodatki pozwolił wybrać mnie, także podsumowując naszą wspólną pracę stworzyliśmy to: [KLIK]
- Shaki Cię chyba nauczyła modnych trików.- Puściłam mu oko.
Żarty, żartami, ale ja dalej nie wiedziałam o co chodzi z tą kolacją.
Wątpię, żeby zaprosili mnie ot tak, po prostu do zwykłej restauracji. Często wychodziliśmy wieczorami, żeby coś przekąsić, ale żeby w takim eleganckim outficie?
- Co wy knujecie?- Spytałam, przymrużając oko.
Ten tylko puścił mi całusa i wyszedł z pomieszczenia, szepcząc coś pod nosem.
Niech lepiej uważa, bo gdy wszystko wyjdzie na jaw i nie będzie dla mnie korzystne, to ostro pożałuje swoich czynów.
A jeśli to Alba lub Bartra chcą mnie przeprosić? A jeśli Jordi kolejny raz chce mnie nafaszerować jakimiś afrodyzjakami i zawlec półprzytomną do swojego pokoju?
- Nie, Gerard, przepraszam, ale ja nie pójdę.- Wychyliłam głowę zza drzwi.
Ten zrobił tylko spojrzenie a'la ubieraj się, a jeśli nie to zaraz dostaniesz!
Rad, nie rad musiałam się przyszykować i wyjść razem z nim. Szybko nałożyłam sukienkę, buty, zrobiłam lekki makijaż i rozczesałam długie, brązowe włosy, tak by lekko opadały na moje ramiona.
- Proszę Cię o jedno. Powiedz, że nie będzie tam ani Marca ani Jordiego!- Powiedziałam, przekręcając klucz w drzwiach.
- Mówię, że nikogo takiego tam nie będzie. Nie bój się!- Westchnął poirytowany Hiszpan.
Był zdenerwowany na mnie za to, że maltretuję go takimi pytaniami, ale niech postawi się w mojej sytuacji. Ja nie mam zamiaru siedzieć przy jednym stoliku z tymi idiotami, którzy tylko bawili się moimi uczuciami i chcieli mnie wykorzystać, by wzbogacić się o kasę i samochód. Jak oni w ogóle mieli czelność zakładać się o mnie, córkę trenera? Ogólnie to o żadną kobietę nie powinni się zakładać w ten sposób i na takich zasadach, to już przerastało ludzkie myśli!
Jakby o tym dowiedziała się prasa, a w szczególności trener zespołu jak i reszta sztabu, byłby niezły przypał.
Media na każdym kroku by o tym trąbiły, a ja nie miałabym nawet spokoju.
Oczywiście nie oczekiwałam ciszy medialnej po powrocie do Barcelony, gdyż wiedziałam, że jeśli zacznę pracę w klubie to mimo wszystko co jakiś czas znajdę się w sportowych, ewentualnie plotkarskich magazynach. To było nieuniknione, ale taka sytuacja byłaby opisywana w dosłownie każdych prasach i internecie, więc wiedziałby o tym cały świat!
Nie zaparkował swojego samochodu, więc przyszedł na piechotę. To również mnie zdziwiło. Zawsze, kiedy wyruszamy do knajpy, Hiszpan zabiera wszystkich swoim sportowym autem.
Chciałam mu już rzucić kolejne pytanie, ale trzymałam język za zębami. Zaraz by się zdenerwował i nie wróciłabym cała do domu.
Ciekawość to pierwszy stopień do piekła, tak powiadają, więc powinnam siedzieć cicho i czekać na rozwój akcji.
***
- Dobrze wyglądam?- Spytałem, kiedy blondynka ostatnim ruchem poprawiła mi kołnierz koszuli.
- Perfekcyjnie!- Posłała mi ciepły uśmiech. - Luciana to dobra dziewczyna. Pasujecie do siebie.- Dodała, a jej słowa znacznie poprawiły moje nastawienie do całej sytuacji.
Usiadłem w salonie i poczekałem na nią, gdyż teraz ona robiła ostatnie poprawki w swojej kreacji.
- Gerard to jednak jest z Tobą szczęśliwy.- Spojrzałem na blondynkę.
- A wcześniej nie był?- Rzuciła, niecierpliwie.
- Od początku tworzyliście wspaniałą parę, ale większość uważała, że wasz związek szybko się rozpadnie. Wiesz, ty- sławna piosenkarka, on- sławny piłkarz. Sądzą, że możecie ze sobą walczyć, kto będzie sławniejszy i po jakimś czasie tego nie zniesiecie.
Shakira zaśmiała się tylko i nałożyła kremowe buty na koturnie.
- To się mylili. Jesteśmy ze sobą szczęśliwi, a za kilka miesięcy będziemy jeszcze szczęśliwsi.- Ułożyła swoją prawą dłoń na zaokrąglonym już brzuchu.
Posłałem jej ciepły uśmiech i otworzyłem drzwi frontowe.
Po chwili zmierzaliśmy już w kierunku restauracji, którą zaproponował Pique.
Z każdą minutą czułem, jak przyspiesza się bicie mojego serca i jak z nerwów telepią mi się dłonie.
- Dobra, bez stresu!- Blondynka złapała mnie za ramiona i kazała się odprężyć.
Uśmiechnąłem się nerwowo i zrobiłem kolejny krok do przodu.
W oddali widziałem już zarysowane sylwetki obrońcy mojego klubu jak Luciany.
Jednak przed nami pojawił się również Alba wraz ze swoim przyjacielem.
***
- Dziękuję Ci, Geri!- Krzyknęłam do niego, kiedy zobaczyłam postać Jordiego, stojącego dosłownie niecałe trzy metry ode mnie.
Odwróciłam się o sto osiemdziesiąt stopni i jak najszybciej pobiegłam w stronę mojego mieszkania.
Mówiłam mu coś na temat Alby. Powtarzałam, że gorzko tego pożałuje, że nie daruję mu, jeśli sprowadzi tutaj Jordiego. Nie zrozumiał, jak to Gerard.
Nie miałam już nawet siły płakać, mimo wszystko łzy cisnęły mi się do oczu.
Nie zdołałam dojść do domu, a ktoś złapał mnie za ramię. Jeśli byli to Pique albo Jordi, to lepiej niech stąd odejdą, jeśli nie chcą pauzować z powodu poważnej kontuzji.
Otarłam pojedynczą łzę z policzka i odchyliłam głowę.
- Hej.- Całe szczęście, że to Afellay.
Odpowiedziałam mu na przywitanie i wymusiłam się na uśmiech.
Mimo wszystko, kiedy go widziałam, zawsze na mojej twarzy pojawiał się wielki, przejrzysty uśmiech. Ciągle wspominałam sobie nasze wspólne chwile, spędzone gdzieś na polanach, w parku. Było cudownie!
-Przejdziemy się gdzieś? Muszę z Tobą porozmawiać.- Wlepił swoje brązowe oczy w moją twarz.
Czułam, że to nie będzie taka zwykła rozmowa.
***
Od Autora:
Za nami przedostatni odcinek tego bloga. Nie jest zbyt wysokich lotów, ale pisany na szybko.
Mam nadzieję, że mnie nie zabijecie!
Już niedługo startujemy z czymś nowym, tym razem o Edenie Hazardzie.
Tymczasem chcę Wam podziękować za Wasze miłe opinie co do moich odcinków, są naprawdę motywujące! ;*
Pozdrawiam ;*