Rozdział 11.

Po ostatniej rozmowie z Ibrahimem, a później Gerardem i Shak. postanowiłam nie utrzymywać zbyt dobrych kontaktów z Holendrem. Oczywiście nie chodzi mi o to, że się z nim kłócę, czy w ogóle wystrzegam się spotkań, ale po prostu nie widujemy się tak często, jak ostatnio.
Jego słowa dały mi dużo do myślenia i nie chcę się zbytnio starać, bowiem i tak prędzej czy później wszystko okazałoby się niewypałem.
Przez dłuższą ilość czasu zamartwiałam się tą całą sytuacją, bo przyznam, że od pewnego czasu zaczęłam w Ibim dostrzegać kogoś więcej, niż zwykłego chłopaka, z którym wychodzę na obiady, czy spacery.
Spędzone z nim chwile sprawiły, że mimowolnie zaczęłam się w nim podkochiwać. Czasem myślałam, że on również coś do mnie czuje, bo bywały między nami niezręczne momenty, kiedy myślałam, że za kilka sekund dojdzie do pocałunku, czy też romantycznego uścisku. Wszystkie te myśli jednak rozwiały się gdzieś daleko, po kilku jego słowach, a co za tym idzie, zaczęłam to trochę przeżywać.
Shakira pomagała mi trochę, w przeciwieństwie do Pique, który przez cały czas dokuczał mi tymi swoimi 'mądrymi' wypowiedzeniami, za co miałam mu ochotę przywalić patelnią w głowę!

 Całe szczęście, że chłopacy znowu wpadli na pomysł, by zorganizować imprezkę. Przynajmniej przez kilka dni mogłam odetchnąć od tych przybijających mnie myśli i zająć się przygotowywaniem 'ogniska'.
Pomagała mi w tym dziewczyna Pedro, z którą ostatnio się zaprzyjaźniłam.
Czasem udało mi się natknąć na Ibrahima, ale kiedy proponował mi wypad na kolację, zwykle odmawiałam, mówiąc że jestem cholernie zmęczona, czy też wieczorem mam gości.
Dawał się na to nabrać, chociaż dobrze wiedziałam, że powoli zaczyna rozumieć, dlaczego teraz jestem dla niego taka niedostępna.
Myślałam, że będzie walczył i prosił mnie o rozmowę, spotkanie, ale myliłam się. Teraz już kompletnie się od siebie odizolowaliśmy. Teraz już nawet słowem się do mnie nie odezwał, jedynie przelotem powiedział zwykłe 'cześć' na treningu, kiedy mijaliśmy się na boisku. Przyznam, że to bolało i to cholernie, a najgorsze w tym wszystkim było to, że za tą całą sytuację obwiniałam siebie.
Zaczęłam za dużo wymagać, a kiedy mi się coś nie podobało, udawałam obrażoną i zdenerwowaną, i chciałam, by wszystko było tak jak kiedyś. Nie w tą drogę, Luci..
Mimo wszystko musiałam pogodzić się z zaistniałą sytuacją. Cholernie przejmowałam się faktem, że znowu musiałam zepsuć dobry kontakt z chłopakiem, który mi się spodobał, ale niestety życie nie jest idealnie i nic nie wychodzi tak, jak tego oczekujemy.

 Dostałam kilka dni urlopu, które niezmiernie mnie cieszyły! W końcu mogłam trochę odpocząć od pracy jak i Gerarda, który jak wspominałam, ostatnio coraz bardziej denerwował mnie swoim zachowaniem.
Delektując się kilkoma wolnymi dniami, postanowiłam odwiedzić moją przyjaciółkę Esterellę, która niezmiernie ucieszyła się z faktu, że jeszcze dzisiaj do niej wpadnę.
Miałyśmy w planach wygrzewać się na plaży i wyrywać przystojnych chłopaków.
Aż na samą myśl o tym relaksie nogi robiły mi się jak z waty. W końcu dostałam zasłużony urlop, który  postaram się w pełni wykorzystać!
Z wielkim uśmiechem na twarzy opuściłam miejsce treningowe chłopaków.
- Tylko tam z umiarem!- Zaśmiał się Alba, idąc za mną w stronę parkingu
- Ja powiem to samo na ognisku.- Pokazałam mu język i pomachałam na pożegnanie, wsiadając do mojego BMW.
Po kilku minutach odjechałam, już w pełni ciesząc się wolnym czasem.

Pakowanie zajęło mi niecałe dwie godziny. Jadę oczywiście tylko na kilka dni, ale dziewczyna jak to dziewczyna, musi wyposażyć się we wszystko, bo kto wie, co może się wydarzyć?
Zapakowałam walizkę do bagażnika i ruszyłam do Tarragony, gdzie mieszkała Esterella.
Droga nie ciągnęła się długo, ale zaczynałam mieć niezły mętlik w głowie, bowiem co kilka minut dzwonił do mnie Afellay i szczerze to kompletnie nie wiem o co mu chodziło.
Najpierw kilkakrotnie wybierał mój numer i dzwonił, a kiedy wiedział, że nie odbiorę, przerzucił się na pisanie długich sms-ów, których nie byłam nawet w stanie zrozumieć. Mieszał kilka rzeczy na raz, coś o jakimś zakładzie, potem o Pique i chłopakach, jak mnie szukają.
No fakt, nie mówiłam dokładnie wszystkim gdzie jadę, więc mają prawo mnie szukać, ale mój ojciec powinien powiedzieć im na najbliższym treningu gdzie się znajduję.
Sprawę z Gerim od razu 'rzuciłam daleko w kąt', ale w głowie ciągle kłębiły się pytania dotyczące jakiegoś zakładu. Nie wiedziałam o co mu chodzi, nigdy nie słyszałam o jakimkolwiek zakładzie, więc pewnie musiało mu się coś pomylić.
Po kilkunastu minutach wyłączyłam komórkę, bo te jego wiadomości zaczynały mnie powoli irytować. Teraz muszę skupić się jedynie na wypoczynku, a nie na tej bandzie dzikusów.

Do domu mojej przyjaciółki dotarłam po półtorej godziny.  Porządnie wyściskałyśmy się na przywitanie, a później zajęłyśmy miejsce w jej ogrodzie, gdzie przyniosła nam schłodzone napoje i na spokojnie mogłyśmy poopowiadać sobie najświeższe wiadomości z naszego życia, a przyznam było i bardzo dużo, w końcu nie widziałyśmy się jakieś pół roku.
Całe popołudnie wraz z wieczorem spędziłyśmy rozmawiając i zwierzając się ze swoich tajemnic. Cholernie nam brakowało takich rozmów, ja byłam zajęta pracą i codziennie przebywałam w towarzystwie chłopaków, co uniemożliwiło mi takie koleżeńskie rozmowy, natomiast Ella nie ufała swoim tutejszym koleżankom i tak naprawdę nie miała do kogo się nawet odezwać. Przyznam, że nieco się rozweseliła, kiedy mnie zobaczyła. Doskonale wiedziała, że w końcu może ze mną pogadać o krępujących dla niej tematach, a co za tym idzie, będzie mogła poczuć lekką ulgę.
Doskonale ją rozumiałam i jak najdłużej chciałam z nią rozmawiać, bowiem wiedziałam, że jest to dla niej jedyna chwila, kiedy możemy to robić.
Kiedy zbliżała się godzina 22:00 przebrałyśmy się w wystrzałowe ciuchy i postanowiłyśmy zagościć na jednej z plażowych dyskotek, które w Tarragonie były codziennością.
Naszym planem było oczywiście dobrze się bawić, no i poznać wyjątkowych chłopaków!
Na początek zamówiłyśmy kilka drinków i próbowałyśmy się rozkręcić.
Po jakiejś godzinie udało nam się to, a później już tylko mogłyśmy się nazywać królewnami tej imprezy!
Wygłupiałyśmy się, zapraszałyśmy całkiem obcych nam facetów do tańca i robiłyśmy wszystko, by bawić się jak najlepiej. Potrzebowałam tego! Potrzebowałam chwili, gdzie będę mogła się wyszaleć za wszystkie czasy i zapomnieć o obowiązkach, które czekają mnie po powrocie do Barcelony.
Wtedy znowu będę musiała wstawać wcześnie rano, by zrobić zdjęcia na porannym treningu, będę musiała biegać z aparatem po sali, pełnej trenerów i zawodników do późnej godziny, a później zgrywać wszystkie fotografie, wybierać te najlepsze i publikować je na oficjalnej stronie zespołu. Wydaje się to być pestką, ale uwierzcie, że nią nie jest. Cały dzień tylko praca i praca, jedynie uda mi się wyskoczyć z chłopakami na obiad, a potem znowu to samo.

Kolejne dni upływały nam tak samo jak ten pierwszy. Do południa rozmawiałyśmy ze sobą, chodziłyśmy po galeriach handlowych, potem przebierałyśmy się w bikini i z wielkimi uśmiechami na twarzy chodziłyśmy na plażę, by móc nabrać bardziej latynoskiego koloru skóry, a wieczorem pokazywałyśmy wszystkim, jakimi jesteśmy tancerkami.
To były przecudowne wakacje, jeśli tak to mogę nazwać. Spędziłam je z moją najlepszą przyjaciółką i spędziłam je chyba najlepiej w moim życiu.
Aż załamałam się, kiedy musiałam uciekać z powrotem do Barcelony, ale tam kolejnego dnia czekało mnie ognisko i imprezka, więc także nie mogłam narzekać.
Postanowiłam zabrać ze sobą także Esterellę, która na pewno będzie zachwycona, kiedy zobaczy zawodników jednego z najlepszych zespołów na świecie.
Muszę powiedzieć, że skakała z radości, kiedy zaproponowałam jej wyjazd do mnie.
Bez zastanowienia spakowała swoje najpotrzebniejsze rzeczy i od razu wrzuciła je do mojego auta.
Najbardziej była nakręcona na zapoznanie się z piłkarzami.
Niech lepiej uważa, bo może wpaść w miłosne sidła, któregoś z nich, a później tego pożałować.
Jak ja.
 
***
Od autora:
Witajcie! Już dawno pisałam tutaj odcinek, więc tak w ostatni dzień weekendu pojawił się kolejny!
Nie będę ciągnęła tego bloga w nieskończoność i powoli przybliżamy się już do końcówki tego opowiadania.
Dziękuję wam za miłe komentarze, które motywują mnie do pisania i dzięki którym się nie poddaję!
Pozdrawiam ;*
     







Rozdział 10.

 Usiadłam na kanapie, a Ibrahimowi pozwoliłam wybrać jakiś film. Ten oczywiście był za horrorami, jak każdy facet, a ja za romansidłami, jak każda dziewczyna.
Nie mogliśmy dojść do porozumienia, a to przerodziło się w istną wojnę!
Gdzieś z godzinę walczyliśmy ze sobą o film, a i tak nie wybraliśmy tego, którego chcielibyśmy wspólnie obejrzeć.
Na koniec postanowiliśmy rozstrzygnąć to z pomocą szkolnej wyliczanki. Ułożyliśmy dwie płyty z naszymi ulubionymi filmami obok siebie i Afellay rozpoczął krótką rymowankę.
Musiałam dopilnować go, czy nie kręci, bowiem dobrze wiedziałam, że zależało mu na obejrzeniu jego 'najlepszego' horroru, którego może włączyć swoim przyjaciołom z klubu, a nie mi!
- Ha! Wygrałam!- Krzyknęłam mu prosto w twarz, ciesząc się jak małe dziecko, kiedy dostanie zabawkę.
Pospiesznie chwyciłam płytę, bowiem Holender próbował mi ją zabrać, i włożyłam do odtwarzacza.
Po chwili z głośników wypłynęły pierwsze dźwięki romantycznych piosenek, a ja myślałam, że umrę ze śmiechu, kiedy widziałam zniesmaczoną minę Ibiego.
Z początku chłopak nie mógł nastawić się na tą sztukę. Przez pierwsze 30 minut był zajęty pisaniem sms-ów z Alvesem, a przez kolejne 30 ze swoim bratem Samirem, który za kilka dni miał pojawić się w Hiszpanii.
- Ty, Cassanova! Mógłbyś przynajmniej udawać, że oglądasz. Czuję się nikomu niepotrzebna..- Zrobiłam smutną minę. Musiałam go jakoś nakręcić. Bezuczuciowy człowiek!
- Możemy nakręcić własny film, podobny do tego.- Oderwał wzrok od ekranu komórki i zrobił zawadiacki uśmiech.
Akurat w tym momencie natknęliśmy się w filmie na scenę łóżkową.
Oczywiście ja, jak to ja, wybuchłam gromkim śmiechem. Uspokoiłam się dopiero wtedy, kiedy zobaczyłam poważną minę Ibrahima, który najprawdopodobniej mówił całkiem serio.
Przez kilka sekund patrzyłam się na niego z dziwną miną, a gdy uznałam to za niezbyt miłe, powróciłam do oglądania.
Jednak po mojej głowie ciągle chodziły pytania, o co mu chodziło? Nie wyglądało to na to, żeby sobie po prostu żartował. Znam dobrze Ibrahima, i wiem kiedy robi sobie z czegoś żarty.
Może chciał mi coś przez to uświadomić? Może chciał pokazać, że jestem dla niego ważniejszą osobą, niż zwykłą koleżanką z Camp Nou, która 'pyka' mu zdjęcia na treningach, meczach i konferencjach.
Zbyt bardzo ciekawiło mnie jego zachowanie i przyznam, że nie mogłam skupić się na dalszym oglądaniu tego filmu.
Poprosiłam brązowookiego o to, by go wyłączył, a później usiedliśmy na kanapie i zaczęliśmy rozmowę.
Najpierw zaczęliśmy tak jakby od 'spraw organizacyjnych'. Padały pytania o klub, trenera, kolejne spotkanie, moją pracę.
Z czasem już znudziły mi się tego typu rozmowy. Ciągle nawijaliśmy tylko o tym, jakby Afellay bał lub wstydził się rozpocząć rozmowę na te poważniejsze tematy.
Przecież na polanach, w parku, restauracji zachowywaliśmy się całkiem inaczej, nasze rozmowy były inne, bardziej uczuciowe. Zaczęłam odczuwać, że coś między nami  iskrzy..
Ciągle uśmiechał się do mnie i wbijał swój wzrok w moją twarz, co przyprawiało mnie o dość nasycone czerwonym kolorem policzki.
Dawał mi wiele znaków, ale mimo wszystko odczuwałam, że to ja będę musiała wykonać ten pierwszy krok i możliwe, że zacząć nową drogę naszego życia, dlatego też skorzystałam z okazji i postanowiłam przemienić nieco treść naszej konwersacji.
Korzystając z tego, że chłopak wyszedł do kuchni, by przynieść napój, ja poukładałam sobie w głowie kilka kwestii, na które chciałabym z nim pogadać.
-Ibi.. Możemy porozmawiać? Ale nie w sensie, że o zespole i meczach, tylko tak wiesz.. o życiu, uczuciach..- Zaczęłam niepewnie, kiedy usiadł obok mnie.
- Mhm, rozumiem.. - Na jego twarzy zagościło zakłopotanie.
Przeczuwałam, że to nie jest zbyt dobry pomysł na tą rozmowę. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę z tego, że jeśli ta rozmowa przyniesie negatywne skutki, to nasza przyjaźń zostanie wystawiona na próbę przetrwania. Było już za późno, by wszystko cofnąć, ponieważ Holender zaczął wypytywać się o dokładny temat tej rozmowy.
Nie miałam innego wyjścia. Musiałam z  nim o tym porozmawiać, przynajmniej już teraz będę znała prawdę, czy starać się o coś głębszego, czy zostawić nasz kontakt uczuciowy w spokoju i skupić się jedynie na przyjaźni.

- Jeśli chodzi o związki, to na razie nie chcę się z kimś wiązać. Jest dobrze, tak jak jest. Mam jeszcze czas, by pomyśleć o czymś stałym, w uczuciach trzeba uważać..
I w tym momencie chciałam zniszczyć wszystko to, co miałam pod ręką.
Kompletnie nie spodziewałam się takiego zakończenia tej rozmowy. Myślałam, że między nami jest coś głębokiego, w sumie każdy tak mówił. Sergio, Geri, Alves ciągle powtarzali mi, że jak Ibi się na mnie w ten sposób patrzy, to musi coś do mnie czuć. Najwyraźniej nie znają swojego przyjaciela zbyt dobrze..
- Będę się już zbierać.- Wymusiłam się na lekki uśmiech.
Wstałam z kanapy i naciągnęłam na siebie granatowy sweterek.
- Odprowadzę Cię.- Również wstał.
- Dzięki, dam sobie radę, na razie.-Tym razem podałam mu dłoń na pożegnanie, po czym wyszłam z jego mieszkania w nieco złym nastroju.
Potrzebowałam czyjejś pomocnej dłoni i rady, co mam teraz robić.
Znajdowałam się w jednej z gorszych sytuacji. Od pewnego czasu zaczynałam czuć, że między mną a Ibrahimem wytwarza się chemia. W grę wchodził również Bartra, który pojawił się całkiem niedawno w moim życiu ni stąd, ni zowąd. Lubiłam spędzać z nim czas, bowiem sprawiał, że czułam się choć odrobinę szczęśliwszą osobą, ale jego nie darzyłam tym samym uczuciem do Holendra..
-Zaraz u Ciebie będę.- Odpowiedziałam Gerardowi, który pozwolił mi do niego przyjechać i wyżalić się z dzisiejszych przeżyć.
Zamówiłam taxi i w przeciągu piętnastu minut pojawiłam się w pobliżu mieszkania, które od teraz należało do Pique i Shakiry.
Brama czekała już otwarta, więc nie musiałam dobijać się do niego przez domofon, a to jeszcze gorzej by mnie rozzłościło, gdyż Hiszpan ciągle robi sobie 'jaja' i wpuszcza do domu dopiero po 20 minutach od sterczenia pod jego bramą.

 Najpierw przywitałam się z blondynką, która wyglądała na naprawdę uradowaną, a później objęłam Gerarda, który po tej nowinie o ciąży swojej dzieczyny ze szczęścia już przez tydzień unosił się w powietrzu.
- Co się stało skarbie?- Razem z Shak. powędrowałyśmy do salonu.
Wytłumaczyłam jej całą sytuację z Ibim i przyznała, że nie jest zbyt ciekawie.
Chociaż przyznała, że mogła to być jego taka zastępcza odpowiedź, bo mógł nieco wstydzić się powiedzieć prawdziwych uczuć.
- Gerard robił podloty przez kilka miesięcy, za nim oficjalnie zostaliśmy parą. Z początku byłam w podobnej sytuacji do twojej. Ciągle mieszał i przekręcał swoje słowa, więc musiałam  wziąć się w garść i postawić go na ziemię. To robiło się naprawdę denerwujące, kiedy do Ciebie zarywał, a potem coś plątał i przemieniał swoje decyzje, ale płeć męska tak ma, tego nie zmienisz.- Zaśmiała się, robiąc w tym momencie wrogie spojrzenie na swojego chłopaka.
Pique tylko puścił jej oko.
Aż serce mi się rozczuliło, kiedy zobaczyłam ich te uśmiechnięte buźki. Oni to mają szczęście.
Mimo trudności i odległości, w jakiej czasami się od siebie znajdują, wytrwali i postanowili założyć własną rodzinę. Niedługo na świat przyjdzie ich potomek i wtedy będzie jeszcze więcej miłości. Też tak bym chciała..
- Oj nie martw się! Znajdziesz sobie lepszego. Najwyraźniej Ibi nie zasługuje na Ciebie! Nie chce się wiązać z jedną kobietą, bo woli mieć więcej. Tak by Cię zdradzał! Nie angażuj się się za bardzo!- Blondyn wyparował po chwili.
- Gerard!- Krzyknęła oburzona Shak. i rzuciła w niego poduszką, obejmując mnie teraz ramieniem.
- Dzięki Pique  za szczere słowa!- Krzyknęłam do niego, a w moich oczach zapłonęły świeczki od łez.

***
Od Autora:
Już dawno mnie tu nie było!
Szkoła wykańcza i nie mam kiedy dodawać postów.
Przepraszam wszystkich za nieprzeczytane u was odcinki. Mam wiele zaległości, ale sami rozumiecie jak to jest z nauką. Obiecuję, że w najbliższym czasie postaram się wszystko nadrobić.
Do następnego! ;*